878 wydarzeń sportowych, 14,9 tys. atletów i 13,5 mln biletów. A wszystko to w zaledwie dwa tygodnie. Jak to w ogóle jest technicznie możliwe do zrealizowania?
Igrzyska olimpijskie są okazją i poniekąd przymusem do wprowadzania innowacji technologicznych. To najbardziej złożone wydarzenie pod względem telekomunikacji, na jakie pozwala sobie ludzkość. By transmisja realizowana była w czasie rzeczywistym, działały lokalne ekrany, dziennikarze mieli zapewnioną łączność z redakcjami, a głos komentatorów tak płynął nieprzerwanie, konieczne są dopracowane wdrożenia i sieci o doskonałej pojemności. I to sieci i o przynajmniej podwójnych przyłączach światłowodowych — odpowiednia redundancja jest właściwie obowiązkowa.
Właściwie na każdym kroku wprawione oko mogło wypatrzeć specjalne instalacje Orange przygotowane na czas Igrzysk Olimpijskich
Przy czym nie rozmawiamy tutaj o wybudowaniu wszystkiego od zera w idealnych warunkach, lecz o wielkim, elastycznym dostosowaniu się do warunków zastanych. I takie np. przekształcenie kortów Rolanda Garrosa w ring bokserski na jeden wieczór wymagało też zmian z konfiguracji sieciowej.
Obok całej tej infrastruktury profesjonalnej liczącej m.in. ponad 10 tys. Access Pointów jest też człowiek. Bez sieci komórkowych nie zapłacimy kartą, nie znajdziemy łatwo bliskich, nie trafimy na stadiony, poruszając się po skomplikowanej mozaice dróg i paryskich połączeń kolejowych czy wreszcie nie podzielimy się z innymi sportowymi emocjami. Ponad całym tym sprzętem jest też cala warstwa usługowa, czyli aplikacje olimpijskie i ich dostęp do danych specjalnych w czasie rzeczywistym.
Co ciekawe, cała komunikacja krótkofalowa była realizowana za pomocą sieci komórkowej w technologii push to talk, dla zapewnienia bezpieczeństwa i stabilności. Orange zapewnił łączność dla 13 tys. terminali. Jednocześnie połączonych było od 6 do 7 tys. urządzeń, działających w specjalnie wydzielonej, priorytetowej sieci 4G.
Orange jest z siebie dumny, bo wyniki rzędu 2 terabajtów danych na godzinę przesyłanych przez sieć mobilną na pojedynczym stadionie to historyczne rekordy. Nad pracą sieci cały czas czuwał na miejscu dodatkowy zespół liczący aż 1000 osób i ogrom innych specjalistów w lokalnych centrach.
Nadajniki były na każdym kroku — nawet pod mostami.
Szczytowym momentem była walka francuskiego pływaka Leona Marchanda o złoto na dystansie 200 m stylem motylkowym. Tym żyły całe igrzyska, oczy gości, komentatorów innych dyscyplin i mieszkańców miasta były zwrócone w ekrany telefonów. Tylko podczas tego wydarzenia przez sieć Orange w rejonie Île-de-France (Paryż i 7 sąsiednich departamentów, ponad 12,2 mln mieszkańców) przetransferowano ponad 100 terabajtów danych.
Igrzyska Olimpijskie to nie tylko 5G dla gości, którzy nie mogli czuć się zagubieni zarówno na trybunach, ale i na terenie całego miasta. To także specjalnie wydzielone sieci prywatne. Orange postawił 21 prywatnych komórek 3,8-4,2 GHz w pięciu lokalizacjach: 12 na ceremonii otwarcia, trzy w Marinie Marsylia na czas zawodów żeglarskich, cztery na Stade de France na potrzeby lekkoatletyki i dwie w innych lokalizacjach.
Ich zastosowania były bardzo szerokie, od przesyłania zdjęć do agencji prasowych po strumieniowanie ceremonii otwarcia. Już w ciągu pierwszego tygodnia przez sieć przetransferowano 20 tys. zdjęć, a podczas ceremonii otwarcia prywatna sieć służyła m.in. do strumieniowania wideo i obrazów z około 200 smartfonów Galaxy S24 Ultra. Działanie prywatnej sieci zostało na prośbę organizatorów utrzymane też na ceremonii zamknięcia.
Co warto dodać, wydzielona sieć komórkowa towarzyszyła przeszło 10 tys. acces pointów dedykowanych sieci Wi-Fi. I to one wraz z łączami światłowodowymi wciąż dominowały, gdy chodzi o wykorzystanie przez media.
Na specjalne zaproszenie sieci Orange mieliśmy przyjemność uczestniczyć w jednym z kluczowych dla Polaków wydarzeń olimpijskich. Mowa o wielkim finale igrzysk olimpijskich w siatkówce mężczyzn, w którym reprezentacja Polski zagrała z Francją, kończąc igrzyska ze srebrem.
I muszę przyznać, że naszą grupę zaskoczyła jakość łączności komórkowej podczas całego wydarzenia. Gdy goście usadawiali się na trybunach, transfery rzędu ponad 200 megabitów na sekundę nie były problemem. A gdy zaczął się mecz, bez trudu można było nawiązać połączenia wideo czy przesyłać duże pliki, przy czym średnie prędkości wynosiły około 80 megabitów i były wciąż wystarczające do wszystkiego. Jak to wyglądało pokazujemy na filmie:
Gdy jednak mecz się zakończył, a z przyczyn niezależnych od organizatorów ceremonia wręczenia medali nie mogła wystartować na czas, znudzony tłum zwiesił głowy w oczekiwaniu, łapczywie pochłaniając Internet. Wtedy nagle Internet niemal padł, a przynajmniej takie można było odnieść wrażenie próbując uruchomić testy prędkości.
Im dłużej trwał mecz, tym bardziej przytykała się sieć. Najgorzej było w wydłużonej przerwie przed wręczeniem medali
Prawdopodobnie zadziałały rozmaite balancery, które spowolniły przesyłanie dużych plików czy zablokowały nasze speedtesty, zachowując przy tym działanie krytycznych usług czy np. proste wysyłanie wiadomości przez komunikatory. Prawdopodobnie znaczna część osób nie zauważyła nawet, że sieć właśnie mocno walczy, by zachować parametry działania, a ich filmy wrzucane na Instagram przesyłają się wolniej niż zwykle.
Pomimo tego drobnego spowolnienia na koniec, muszę przyznać, że infrastruktura konsumencka Orange zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Nie oszukujmy się, nie po to przychodzimy też na stadion, by przesiedzieć całe wydarzenie w telefonie, a dziennikarze technologiczni to też takie trochę ciężkie przypadki. Kolega obok co chwila łączył się na wideo, a sam przez pierwsze dwa sety transmitowałem dźwięk do znajomych fanów z Polski, którzy chcieli wiedzieć wszystko szybciej niż nadaje telewizja.
Dla zwykłych ludzi chyba największą wartością dodaną jest fakt, że sieć Orange nie zapychała się na kilometry przed wydarzeniem, co jest dość powszechne przy mniejszych wydarzeniach w Polsce, w tym nawet organizowanych w naszej stolicy. Kto raz wychodził ze Stadionu Narodowego po dużym koncercie ten wie, o czym piszę. Podczas spacerów między miejscami wydarzeń sportowych praktycznie nieustannie towarzyszyła mi stabilna łączność 5G, nie było nawet krótkiej chwili, by móc ponarzekać. Ba, nawet w hotelu przełączyłem się na 5G z hotelowego Wi-Fi, by szybciej przesłać pliki wideo.
No ale co tu dużo mówić, tylu światłowodów podpiętych na potrzeby sieci komórkowych co podczas Olimpiady w Paryżu świat jeszcze nie widział.
A tak dla lokalnej przeciwwagi zapraszam do felietonu Mariana Szutiaka, by przekonać się, jak wygląda festiwalowa łączność w polskich realiach.
Część statystyk sieciowych pochodzi z wypowiedzi Bertranda Rojata dla Mobile World Live, CTIO w Orange Events i na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu 2024.
Źródło zdjęć: Orange, Lech Okoń / Telepolis.pl
Źródło tekstu: wł