Nie masz prawa nazywać się prawdziwym kawoszem, jeśli tego nie masz
Zanim wyciągniecie widły i pochodnie: ja też nie mam takiego prawa. Kawę piję co prawda z kawiarki, ze świeżo mielonych ziaren. Jednak ziarna kupuję w sklepie, młynek mam elektryczny, a kawę sypię do koszyczka na oko i w ten sam sposób odmierzam wodę w zbiorniku — o ile wlanie jej bezpośrednio z kranu można nazwać odmierzaniem.

Popełniam też trzy kolejne zbrodnie: dwie z nich do łyżeczki cukru, a trzecia to 1/3 kubka mleka. Wiem jednak, że nie tak powinno to wyglądać. Puryści mogliby to nazwać produktem kawo-podobnym, albo nawet świętokradztwem.



Woda powinna zostać odmierzona co do mililitra, a ziarna, przed zmieleniem za pomocą ręcznego młynka, powinny być zważone co do dziesiątej części grama. Natomiast produkt finalny, jakim jest kawa, powinien być czarny, niczym pustka kosmosu i bardziej gorzki, niż rzeczywistość bezrobotnego w latach 90. Jednak żeby to osiągnąć nie wystarczy pominąć dodanie cukru i mleka do kawy. Konieczne są jeszcze jej odpowiednie proporcje.
Iście apteczna precyzja to klucz do sukcesu
I tu do gry wchodzi dedykowana waga do ziaren. Za jej pomocą można odmierzyć idealną ilość każdego dnia. Dzięki temu kawa nie będzie dziełem przypadku, który codziennie smakuje inaczej, a powtarzalnym doznaniem, które można regulować w sposób kontrolowany.
A wszystko to, dzięki temu niepozornemu, kieszonkowemu urządzeniu, które naładujecie za pomocą złącza USB-C, które kosztuje jedynie 32,59 złotych. Jest to naprawdę mała cena jak za coś, co wyniesie picie kawy na znacznie wyższy poziom.