BYD Seal U DM-i - pierwsze wrażenia. Ładne i przyzwoite Made in China
Sprawdziłem BYD Seal U DM-i. Na pierwszy rzut oka to będzie sprzedażowy hit w Polsce. Czy jest idealny? Nie. Czy robi dobre wrażenie? Tak. Czy ma dobrą cenę? Cóż… jest rewelacyjna. Czy jazda tym autem jest równie rewelacyjna?

Chińska marka BYD od kilku miesięcy działa już w naszym kraju, ale dopiero kilka dni temu postanowiła zorganizować oficjalne rozpoczęcie swojej obecności w Polsce. Czemu firma, która na świecie od lat zdobywa coraz większy kawałek motoryzacyjnego tortu zawitała do nas dopiero w 2024 i jaka jest jej główna atrakcja?
BYD za rok będzie obchodził 30 lat swojego istnienia. Założona w chińskim Shenzhen firma zajmuje się wieloma rzeczami związanymi z energią elektryczną. Dziś, według danych przekazanych przez BYD, firma jest na 2. miejscu wśród marek samochodów na świecie, przynajmniej jeśli chodzi o wolumen sprzedaży w sierpniu 2024 roku. Dlaczego więc tak wielka firma do tej pory nie pojawiła się w Polsce? Odpowiedź ze strony producenta brzmi: bo nie mieli jeszcze Seal U DM-i. Czy to słuszny argument?



Na pierwszy rzut oka
Cóż, to tłumaczenie ma trochę sensu. Polacy nie są zbytnio fanami pojazdów bazujących wyłącznie na energii elektrycznej, a wciąż kiepska infrastruktura ładowania takich aut nam nie pomaga w zmianie tego podejścia. Dlatego BYD swoim numerem 1 jeśli chodzi o sprzedaż w Polsce chce uczynić właśnie hybrydowy model Seal U DM-i. Co mogę Wam powiedzieć o tym aucie?
Już na pierwszy rzut oka widać, że to z pewnością kawał maszyny. Elegancka sylwetka SUVa mocno kłóci się z tym, co jeszcze czasem wciąż potrafić się z szyldem “made in China”. Zarówno przód, bok jak i tył auta są urządzone w naprawdę ładnym, nowoczesnym stylu, który nie odstaje od współczesnych standardów. Ale myślę, że jeszcze milej robi się w środku.
BYD Seal U DM-i oferuje bowiem naprawdę ładne wykończenie wnętrza, którego częścią jest wegańska skóra. Oczywiście, nie jest idealnie, bo wystarczy zajrzeć do schowka, żeby czar trochę prysł w miejsce zwykłego plastiku. Ale są to naprawdę drobiażdżki, na które pewnie większość osób nie zwróci uwagi. Ich wzrok będzie skierowany a to na ledowe podświetlenie deski rozdzielczej, a to na niciowane wykończenie, a to na obrotowy (!) panel sterowania. Całość łączy się w naprawdę miłe doświadczenie, które nie wymaga od nas zakupu dodatkowych pakietów i opcji – to wszystko jest w ramach podstawowego wariantu.
Czas ruszyć w miasto
Sama jazda jest dość… normalna. W moje ręce trafił bowiem mocniejszy wariant Design z dwoma silniki elektrycznymi współpracujacymi z silnikiem 1,5 l z turbodoładowaniem. Całkowita moc maksymalna tego systemu ma wynosić 238 kW, a całkowity maksymalny moment obrotowy to 550 Nm. Całość ma napęd na cztery koła. W liczbach prezentuje się więc to całkiem nieźle. Dlatego byłem lekko rozczarowany, gdy po wdepnięciu pedał gazu nie czułem wciśnięcia w fotel. Ba, mogę wręcz powiedzieć, że auto potrzebowało sekundy do reakcji.
To nie jest tak, że auto było jakieś strasznie powolne. Jestem świadom, że to SUV, który swoje waży i swoje mierzy. Ale zwłaszcza na trybie elektrycznym brakowało “mocnego kopa”, z które słyną napędy elektryczne. Było po prostu ok. A skoro o trybach mowa – dostępne są dwa, przy czym w trybie hybrydowym zasięg dobija od 870 do 1080 km, a w elektrycznym to około setki, w zależności od wybranego modelu.
W obu przypadkach mamy do wyboru 2 tryby jazdy: w pełni elektryczny EV oraz hybrydowy HEV. Sam silnik spalinowy ładuje też nasz akumulator (od 25 do 70%, co można regulować), dzięki czemu jazda z wykorzystaniem napędu elektrycznego jest zawsze dostępna. Akumulator jest również ładowany poprzez technologię odzyskiwania energii. Takie połączenie przekłada się oczywiście na niższe zużycie paliwa. Raczej między bajki wkładam zapewnienia o zużyciu na poziomie nawet 0,9 l/100 km w tybie Boost i 1,2 l/100 dla wersji Design. W moim przypadku samo auto pokazywało 2,9 l/100. Ale lepsze wnioski da jednak dłuższy test. Podobnie jak w temacie ładowania.
Co do poprawki?
Jazda niestety nie była wystarczająco długa, by sprawdzić wszystkie możliwości auta, ale rzeczą, która była dla mnie koniecznym punktem do odhaczenia była kwestia autonomii auta. BYD Seal U DM-i daje bowiem możliwość, by auto prowadziło się samo. Szczerze powiedziawszy to był mój pierwszy raz i moment puszczenia kierownicy rozpędzonego do 120 kilometrów auta na drodze ekspresowej wymagał ode mnie pewnej wiary. Ale nie potrzebowałem dużo czasu, by mieć więcej pewności.
Pewności, że nie chcę na razie, by jeździć BYD Seal U DM-i w trybie autonomicznym. Było nieźle, ale zdecydowanie niewystarczająco. Auto miało momenty w których wyjeżdżało poza pas jezdni. Miało jakby syndrom lekko pijanego kierowcy, któremu świat momentami lekko ucieka. Za to całkiem dobrze pojazd radził sobie z dostosowywaniem prędkości do samochodów znajdujących się przede mną, zachowując odpowiedni odstęp. Ale monitorowanie pasów zdecydowanie jeszcze do poprawy.
BYD Seal U DM-i do poprawki ma więcej. To kwestia chociażby ustawień językowych, które momentami bazowały chyba wyłącznie na Google Translator lub jego chińskim odpowiedniku. Dla przykładu tryb oszczędny “save” został nazwany jako ratować. Auto oferuje też sterowanie głosowe, ale na razie tylko po angielsku. Cieszy natomiast, że BYD mocno inwestuje w sieć salonów w Polsce. Do marca 2025 producent planuje mieć u nas 19 punktów sprzedaży, więc ewentualny serwis nie powinien być od Was daleko.
BYDzie dobrze?
BYD w ostatnich latach dzięki także dzięki dotacjom chińskiego rządu może prowadzić bardzo aktywną walkę o nowych klientów. Rodzinny, hybrydowy SUV, mimo swoich mankamentów, może jednak stać się swego rodzaju wizytówką, na którą będzie łatwiej namówić Polaków (w przeciwieństwie do elektryków). Bardzo konkurencyjna cena (169 900 za wersję Boost i 209 900 za Design) w połączeniu z naprawdę eleganckim wykonaniem i przyzwoitym działaniem składa się na atrakcyjne połączenie. Czy BYDowi wystarczy sił i jakości, by wkupić się w łaski Polaków? Na razie wszystko na to wskazuje.