Ta gra jest magiczna. Hogwarts Legacy - recenzja
Hogwarts Legacy to bardzo wyczekiwania gra. Oczekiwania, częściowo z powodu hucznych zapowiedzi, są bardzo wysokie. Czy udało im się sprostać? Od kilku dni mogłem już ogrywać nową przygodę w uniwersum czarodziejów i mam swoje przemyślenia.

Patrząc po tym, co dzieje się w mediach społecznościowych, Hogwarts Legacy to bardzo wyczekiwania gra i to pomimo kontrowersji związanych z autorką Harry’ego Pottera. Część osób postanowiło produkcję zbojkotować, bo ich zdaniem J.K. Rowling jest homofobką. Po drugiej stronie (prawdopodobnie jeszcze liczniejszej) znajdują się fani Harry’ego Pottera, którzy zapowiedzieli, że grę i tak kupią. Wiem, że na produkcję czeka też wielu moich znajomych. Czy będą zadowoleni?
Nie ulega wątpliwości, że Hogwarts Legacy ma bardzo wysoko postawioną poprzeczkę. Częściowo z powodu samych twórców, których zapowiedzi brzmiały bardzo obiecująco. Przecież możliwość zwiedzania Hogwartu i okolic, odkrywanie tajemnic zamku, chodzenie na lekcje transmutacji i obrony przez czarną magią i przede wszystkim uczenie się magii, to marzenie wielu osób, które na Potterze się wychowały.



Poza tym fani są zwyczajnie stęsknieni za tym światem. Nowe filmy w postaci Fantastycznych Zwierząt raczej nie spełniły oczekiwań. Kolejnych książek nie ma. To samo z grami. Potteromaniakom brakuje świata czarodziejów, więc nie dziwię się, że hype jest tak wielki. Nie bez znaczenia jest też fakt, że w grze poznamy innym okres (około 100 lat przed wydarzeniami z książek i filmów), a to przecież kolejna okazja do zbudowania całego uniwersum.
Dlatego też do recenzji gry podchodziłem z pewnymi obawami. Sam zbudowałem w swojej głowie wysokie oczekiwania i wymagania wobec Hogwarts Legacy. Bałem się, że gra okaże się zwyczajnie zbyt słaba, zbyt rozczarowująca. Nie będzie tym, czym chciałem, żeby była. Jak wyszło w praktyce? Tego dowiecie się z poniższej recenzji.
Nowy, stary uczeń Hogwartu
W Hogwarts Legacy wcielamy się w nowego ucznia Hogwartu. Jednak nie jesteśmy dzieckiem, które dopiero zaczyna swoją przygodę z magią i czarodziejstwem. Twórcy zdecydowali się na ciekawy zabieg, bo do szkoły trafiamy od razu na 5. rok nauczania. Nasz bohater ma podstawy, potrafi posługiwać się magią, ale jednocześnie ma sporo do nadrobienia względem swoich rówieśników. Mogłoby się wydawać, że to trochę naciągane, ale uwierzcie mi, że doskonale wpisuje się w całą historię i samą grę.
Taki myk fabularny ma dużo sensu. Z jednej strony nasz bohater jest już nastolatkiem, który może zmierzyć się z czekającymi na niego przeciwnościami losu, a przez to gra może mieć trochę mroczniejszy charakter i poruszać ciekawsze kwestie, które dla młodszego bohatera byłyby jeszcze zbyt poważne. Z drugiej strony nauczyciele, aby pomóc mu z zaległościami, zlecają mu dodatkowe zadania, które są przyczynkiem do poznawania nowych umiejętności. To właśnie w ten sposób uczymy się tworzenia eliksirów czy poszczególnych zaklęć.
Nie chcę wiele zdradzać na temat fabuły, żeby nie zepsuć nikomu zabawy, ale co nieco mogę napisać. Przede wszystkim historia już w pierwszych minutach rusza z kopyta. Szybko jesteśmy wrzuceni w wir tajemniczych wydarzeń, których nie rozumiemy. Dopiero w kolejnych godzinach rozgrywki, systematycznie dowiadujemy się, co motywowało poszczególnych bohaterów i czemu losy potoczyły się tak, a nie inaczej.
Natomiast sama historia jest… potterowa. Tak bym ją określił i myślę, że jest to najbardziej trafne stwierdzenie. Jest jakaś tajemnica, są źli bohaterowie, którzy czyhają na naszego bohatera, są wydarzenia z przeszłości, które wpływają na to, co dzieje się aktualnie. Są też inni uczniowie, którzy w mniejszym lub większym stopniu wpływają na fabułę, pomagają nam, a nawet uczestniczą w kolejnych misjach. Nie jest to może nic rewolucyjnego, poruszającego ważne kwestie (chociaż tego też nie brakuje), czy chwytającego za serce, ale historia jest ciekawa i przede wszystkim chcemy poznawać jej rozwinięcie. Losy bohaterów są interesujące, a to w grach tego typu jest w mojej ocenie jednym z ważniejszych czynników.
Sami bohaterowie też są różni. Mają swoje motywacje, swoje problemy i własną przeszłość, która wpływa na ich decyzje. Nie są może napisani w sposób mistrzowski, ale są jacyś, a to ważne. W trakcie gry poznajemy kilku uczniów, którzy stają się dla nas bliższymi lub dalszymi przyjaciółmi, ale też nauczycieli i osoby lub stwory niezwiązane ze szkołą. Sama gra i wymyślona przez twórców fabuła toczą się nie tylko wokół nas, ale także wokół nich. Związane są z nimi liczne zadania poboczne, które dodatkowo przeplatają się z głównymi wątkami fabularnymi. Co więcej, pomagając im czy uczestnicząc z nimi w różnych misjach, mamy okazję poznawać dodatkowe aspekty magii, w tym między innymi czary niewybaczalne, czyli Cruciatus, Imperius, a nawet Avada Kedavra.
Nawet to, że w grze nie ma rozgrywek Quidditcha, zostało wytłumaczone fabularnie i jest częścią samej historii. Widać, że twórcy mocno przyłożyli się do tej kwestii. Fanów powinna też ucieszyć obecność kilku znanych nazwisk. Wśród nauczycieli, co jest malutkim spojlerem, są między innymi Pani Weasley oraz Pan Black. Sprytne puszczenie oczka do fanów.
Piękny, żyjący świat
To, co przede wszystkim zachwyciło mnie w Hogwarts Legacy, to świat stworzony przez Avalanche Software. Chociaż określenie „stworzony” jest chyba trochę na wyrost, bo jednak wykreowała go w swoich książkach J.K. Rowling. Deweloper większość kwestii musiał po prostu odtworzyć, niektóre zmodyfikować (w końcu historia dzieje się ponad 100 lat przed wydarzeniami z Pottera), a inne dodać od siebie, aby uniwersum ubogacić. Czy się udało? Jak najbardziej!
Hogwart jest miejscem magicznym i to w recenzowanej grze czuć. Zamek jest ogromny, a przy tym tajemniczy. W zakamarkach czeka na graczy całe mnóstwo przejść, znajdziek czy zadań do wykonania. Ale nie to jest tak naprawdę najlepsze. Szkoła przede wszystkim czaruje swoim klimatem. Hogwart żyje i to dosłowni, ale też w przenośni. Biegając po korytarzach, możemy natrafić na latające dookoła duchy, które potrafią się kłócić czy gonić. Urzekł mnie też moment, w którym nagle usłyszałem za sobą jakieś krzyki. Po odwróceniu się zauważyłem stojącą w korytarzu uczennicę, która właśnie odebrała wyjca. Ten, głosem prawdopodobnie jej mamy, wydzierał się na nią i rugał za oceny. Dookoła ciągle coś się dzieje. Wszędzie napotykamy na innych uczniów, którzy rozmawiają, uczą się, ale też czarują.
Magiczny świat pozwolił też twórcom na kilka fajnych rozwiązań, które, chociaż takie same, jak winnych grach, to tutaj mają swoje wytłumaczenie. Weźmy na przykład punkty szybkiej podróży. To zawsze duże ułatwienie dla graczy, ale jednak wybijające trochę z immersji. W Hogwarts Legacy tego problemu nie ma, bo punktami szybkiej podróży są po prostu stanowiska z proszkiem Fiuu. Proste, ale doskonale wpisujące się w świat. Z kolei złota strużka, prowadząca nas do wyznaczonego celu, to po prostu czar.
Jednak sam Hogwart to zaledwie niewielka część obszaru, po którym możemy się poruszać. Jest jeszcze Hogsmade, które oddane zostało z nie mniejszą starannością, pobliskie wioski czy też ogromnym, zakazany las. Ileż rzeczy na nas tam czeka. Zwierzęta, kłusownicy, gobliny, wielkie pająki, źli czarodzieje, rośliny, tajemnice, jaskinie i całe mnóstwo historii do opowiedzenia. Świat w Hogwarts Legacy jest ogromny. Nie jest to może poziom Assassin’s Creed Odyssey lub Valhalla, ale to akurat dobrze. Do zwiedzania są ogromne tereny, ale nie jest tego aż tyle, żeby nudziło.
W samym świecie jest też co robić. Miłośnicy wbijania platyny będą mieli nie lada wyzwanie przed sobą. Deweloper przygotował całą masę dodatkowych czynności. W grze możemy ratować dzikie zwierzęta, możemy hodować rośliny, które później wykorzystujemy w walce oraz do warzenia eliksirów, mamy do odkrycia tajemnice Merlina, do otwarcia szafy z zagadkami, do zebrania klucze z tajemniczymi dyskami i strony z przewodnika magicznego, do wygrania pojedynki na magię, ale też sportowe (są pewne rozgrywki, w których możemy uczestniczyć). W pewnym momencie liczba wszystkich aktywności i zadań do wykonania staje się wręcz przytłaczająca. Na szczęście gra w żaden sposób nie wymusza na nas robienia wszystkiego. Jasne, to okazja do wbijania punktów doświadczenia i poznawania dodatkowych aspektów historii, ale spoza głównego wątku fabularnego. Dlatego możesz, ale nie musisz odkrywać wszystkiego. Lekki grind jest w grze potrzebny, ale nie może być robiony na siłę. Tutaj tego nie odczułem. Czasami konieczne jest wykonanie misji pobocznej, bo w niej poznajemy zaklęcie wymagane do ruszenia dalej z wątkiem głównym, ale jesteśmy o tym jasno informowani.
Rozwój postaci i walka
W Hogwarts Legacy bardzo ważny jest rozwój postaci. Mamy tutaj do czynienia z systemem doskonale znanym z gier RPG. Za wykonywanie zadań, pokonywanie przeciwników i robienie wyzwań zyskujemy punkty doświadczenia. Dzięki nim awansujemy na wyższe poziomy i zdobywamy punkty talentów, które możemy wykorzystać na dodatkowe umiejętności. Może to być np. specjalizacja w danym zaklęciu, przez co staje się on mocniejszy, większy zasięg Revelio, które pozwala na odkrywanie skrzynek, przejść oraz śladów stóp czy też lepsze działanie eliksiru Wiggenowego, który pełni tutaj rolę apteczki odnawiającej punkty HP. Jest też całe drzewko związane z Czarną Magią, ale tutaj nie będę zbyt wiele zdradzał. To musicie odkryć sami.
Oprócz tego postać rozwijamy poprzez zakładanie wyposażenia. To możemy kupować w sklepach, ale większość znajdujemy jednak w trakcie wykonywania misji. Mamy tutaj między innymi: główny ubiór, szatę nawierzchnią, czapkę, szal, rękawiczki oraz elementy na twarz, jak okulary i maski. Mają one różne statystyki, możemy je ulepszać, ale też wkładać w nie różne bonusowe statystyki, jak np. większe obrażenia od czarów ognistych. Przedmioty mają oczywiście różną rzadkość, ale poza wartością sprzedaży nie ma to tak naprawdę większego znaczenia. Często wyposażenie pospolite okazuje się lepsze pod względem statystyk od rzadkiego. Niektóre elementy są też dostępne dopiero od konkretnego poziomu postaci. Ogólnie rzecz biorąc – standard.
To, co zasługuje na uznanie, to wpływ na wygląd postaci. Początkowo w Cyberpunk 2077 bolało mnie, że musiałem nosić brzydkie rzeczy tylko dlatego, że dawały lepsze bonusy. Tutaj tego problemu nie ma. Danej rzeczy możemy dowolnie zmieniać wygląd, a nawet całkowicie ją zdjąć (w teorii ją mamy i daje statystyki, ale w grze jej nie widzimy). Sam przez większość gry chodziłem bez szaty i kapelusza, bo po prostu nie pasowały mi do image’u. Jeśli chodzi o zmianę wyglądu, to możemy wybierać spośród innych, znalezionych przedmiotów (nawet jeśli je sprzedaliśmy), a także spośród elementów odblokowanych np. za wyzwania związane z walką.
Natomiast irytowało mnie to, jak mało miejsca mamy w ekwipunku. Co chwilę, jeśli chcemy podnieść nowy przedmiot, musimy pozbywać się innych rzeczy. Oczywiście możemy je niszczyć lub sprzedawać, ale w trakcie jednej misji spokojnie znajdujemy tyle przedmiotów, że potrafią dwa razy zapełnić cały inwentarz. Ciągłe wybieranie, czego się pozbyć, a co zostawić z czasem bywa zwyczajnie irytujące.
Do tego dochodzą też czary. Tych w sumie jest ponad 20. Od razu wiemy, czego możemy się nauczyć w trakcie gry, bo wszystkie są widoczne w panelu postaci, po prostu są zablokowane. Same czary poznajemy w trakcie misji głównych i pobocznych. Natomiast rzucanie ich jest niezwykle proste i sprowadza się do wciśnięcia kombinacji R2+kółko, kwadrat, trójkąt lub krzyżyk. W tym momencie możecie zauważyć pewien problem. Czarów jest ponad 20, a kombinacje tylko cztery. Sami decydujemy, co chcemy mieć na pasku szybkiego wyboru. Dodatkowo możemy w talentach odblokować dodatkowe miejsca na skróty. I tak wciskając R2+strzałka w górę mamy cztery wybrane czary, ze strzałką w prawo cztery inne, w lewo cztery kolejne i w dół następne cztery. W sumie możemy mieć szybki dostęp do 16 czarów, więc nadal nie są to wszystkie dostępne.
Jak to działa? Całkiem sprawnie. Tak naprawdę do części czarów nie musimy mieć szybkiego dostępu, bo są mocno sytuacyjne i używamy ich bardzo sporadycznie (np. Reparo). Natomiast przełączanie się pomiędzy poszczególnymi zestawami wymaga trochę wprawy, ale jest szybkie i zwyczajnie się sprawdza. Z czasem każdy z Was opracuje sobie swój własny system.
Szybki dostęp do najważniejszych czarów jest bardzo ważny w trakcie walki. Jest ku temu kilka powodów. Najważniejszy dotyczy tarcz, które nakładają na siebie przeciwnicy. Czerwone jesteśmy w stanie przebić tylko czerwonymi czarami (np. Expelliarmus), żółte żółtymi (np. Leviosa), a fioletowe fioletowymi (np. Accio). Co ważne, w jednej walce możemy trafić na przeciwników z różnymi tarczami i właśnie dlatego tak ważne jest sprawne przełączanie się między zaklęciami. Poza tym poszczególne ataki możemy sprawnie łączyć w kombinacje. Przeciwnika możemy podrzucić, przyciągnąć do nas, odepchnąć, rzucić nim o ziemię, zamrozić, podpalić, rozbroić i całe mnóstwo innych rzeczy. Świetnie to działa i przede wszystkim daje dużo satysfakcji. Te same walki można rozwiązać na różne sposoby. Są oczywiście przeciwnicy, na których część zaklęć nie działa. W końcu wielkiego trolla nie będziemy w stanie podrzucić czy przyciągnąć do siebie. A to wszystko łączymy ze zwykłym atakiem podstawowym, który wykonujemy poprzez wciśnięcie samego R2.
Oprócz tego w walce możemy też robić uniki, a także odbijać zaklęcia lecące w naszą stronę. Wybór jednego lub drugiego rozwiązania jest kluczowy. Część ataków (są zaakcentowane na czerwono) możemy tylko uniknąć, a część (pojawia się żółty wskaźnik) odbić. Do tego dochodzi też rzucanie przedmiotami dookoła, podpalanie beczek oraz umiejętności specjalne (poza zwykłymi zaklęciami), o których nic nie powiem, bo mocno wiążą się z fabułą gry.
W ogólnym rozrachunku walka jest bardzo satysfakcjonująca, a jednocześnie bywa wymagająca. Cześć przeciwników potrafi się postawić i skutecznie odpowiadać na nasze ataki. Dla mnie to jeden z najmocniejszych aspektów gry. Jakby tego było mało, to wiele spraw możemy rozwiązać po cichu, skradając się i unikając wykrycia. Dla każdego coś dobrego.
Aspekty techniczno-magiczne
A co z technikaliami, bo te przecież też są ważne? Przede wszystkim grę testowałem we wczesnej wersji na PlayStation 5. W egzemplarzu recenzenckim nie był dostępny między innymi Ray Tracing, który ma zostać dodany w patchu w dniu premiery. Z tego powodu nie jestem w stanie ocenić wszystkiego. Pomimo tego grę przez cały czas ogrywałem w trybie Fidelity, który w teorii ma oferować najlepszą oprawę graficzną kosztem liczby wyświetlanych klatek na sekundę. Przez kilkadziesiąt godzin nie zauważyłem większych problemów. Raz jeden jedyny gra zaczęła przez 4-5 sekund lekko klatkować, ale sytuacja więcej się nie powtórzyła. Wszystko działało zadowalająco, płynnie i sprawnie. Czasy ładowania też są krótkie, chociaż czasami zdarza się, że postać zatrzymuje się na dosłownie 2 sekundy przed drzwiami, przez które chcemy przejść i na chwilę pojawia się kółko ładowania obszaru, znajdującego się za nimi.
Nie napotkałem też na większe problemy natury technicznej. Tak naprawdę zdarzyły się tylko dwie rzeczy. Raz moja postać zablokowała się na teksturze kamieni i za nic w świecie nie dało się z niej wyjść. Na szczęście stało się to kilkanaście sekund po załadowaniu gry, więc wystarczyło ponownie wczytać stan. Druga sprawa to problem z postacią poboczną, która uczestniczyła ze mną w danej misji. W pewnym momencie, zamiast iść dalej (nie można od niej zbyt daleko odejść) zaczęła chodzić do przodu i do tyłu. Bohaterka zapętliła swoje ruchy i praktycznie stała w miejscu. Tutaj również pomogło zapisanie gry i wczytanie jej ponownie, w tym samym punkcie. Poza tym od czasu do czasu zdarza się jakieś przeniknięcie ręki przez teksturę drzwi, ale to akurat nic poważnego. Kilka razy zauważyłem też ładującą się przede mną teksturę drogi czy kamienia. Na więcej problemów nie napotkałem.
Natomiast pod względem graficznym jest bardzo dobrze. Jak już mówiłem, na testy dostałem wersję na PlayStation 5, więc nie jestem w stanie ocenić wydania na PC-ty, które przy odpowiednim komputerze może wyglądać jeszcze lepiej. Natomiast już wersja na PS5 potrafi zachwycić, co mam nadzieję, udało mi się uchwycić na kilku zrzutach. Świat naprawdę wygląda magicznie. Jedynie nie podoba mi się mimika twarzy głównych bohaterów, a właściwie to momentami jej brak. Postacie wydają się przez to mniej wyraziste, obojętne. Nad tym graficy mogli trochę bardziej popracować.
Podsumowanie
Hogwarts Legacy to mokry sen fanów Harry’ego Pottera i nie mówię tego prześmiewczo czy z szyderstwem, bo sam do tego grona się zaliczam. W końcu każdy z nas może poczuć się, jakby sam chodził do Hogwartu. Możemy uczestniczyć w lekcjach, uczyć się zaklęć, przeżywać własne przygody, latać na miotle i wiele innych rzeczy. Gra się naprawdę magiczna i spełnia pokładane w niej nadzieje. Nie jest może idealna, ale jest bardzo dobra. Ja bawiłem się rewelacyjnie i trochę żałuję, że z powodu recenzji musiałem gnać z fabułą, ale takie już piekło recenzenta. Zazwyczaj mamy tylko kilka dni na ogranie danego tytułu i nie da się ukryć, że trochę zabija to przyjemność z grania. Natomiast nie zmienia to faktu, że Hogwarts Legacy jest pozycją absolutnie obowiązkową dla Potteromaniaków.
A co z innymi osobami, które świata Pottera nie lubią lub nie znają? Ci pierwsi prawdopodobnie nie mają czego tutaj szukać. Jak czegoś nie lubisz, to nie lubisz. Natomiast osoby niezaznajomione ze światem czarodziejów moim zdaniem też powinny zagrać. Hogwarts Legacy to dobra gra, w której będą się świetnie bawić. Natomiast część rzeczy ich ominie, bo twórcy z Avalanche Software wielu rzeczy nie tłumaczą. Prawdopodobnie wyszli z założenia, że wszyscy wiedzą kim jest Salazar Slytherin czy Godryk Griffindor. Rozumiem takie podejście i jak najbardziej je rozumiem. Nie ma sensu tłumaczyć, kim są założyciele Hogwartu, na czym polega przyznawanie punktów poszczególnym domom itd. Szkoda na to czasu.
Jednocześnie gra porusza kilka ciekawych kwestii. Już przed premierą gracze dostrzegli w złych goblinach nawiązania do narodu żydowskiego. Moim zdaniem całkowicie niesłusznie, ale nie ma co się nad tym rozwodzić. Są dobre i złe gobliny, które mają swoje powody, wynikające w dużej mierze z wielu lat dyskryminacji i złego traktowania przez ludzi. Nie brakuje też nawiązań do czarodziejów czystej krwi, a nawet pojawia się postać transpłciowa, która nie wydaje się dodana na siłę i wpisuje się w fabułę.
Długo zastanawiałem się nad oceną, którą powinienem wystawić Hogwarts Legacy. Wahałem się między dwiema notami i ostatecznie stanęło na ocenie pośrodku czyli 8,5. To świetna gra. Pewnie jedna z lepszych, w jakie zagramy w tym roku. Wiele rzeczy robi dobrze lub wyśmienicie, a wad jest niewiele. W takim razie czemu nie 9 albo 10? Bo nie ma tu żadnej rewolucji. To znane z innych gier rozwiązania, nieco podrasowane lub pozmieniane, ale jednak znajome. Hogwarts Legacy niemal wszystko robi dobrze, ale nie wyznacza nowych standardów. A jednak dycha to wyróżnienie wyjątkowe, zarezerwowane dla gier absolutnie wyjątkowych.
Ocena: 8,5/10
Zalety:
- Bardzo satysfakcjonujący system walki
- Piękna oprawa graficzna
- Ciekawa fabuła
- Mnóstwo zadań pobocznych i aktywności
- Duży, bogaty i żyjący świat
- Bohaterowie poboczni
- Pełno tajemnic, zagadek i rzeczy do odkrycia
- Rozwój postaci i możliwość wyboru wyglądu
Wady:
- Małe potknięcia technologiczne
- Słaba mimika postaci
Grę w wersji na PlayStation 5 otrzymaliśmy od polskiego wydawcy — firmy Cenega.