DAJ CYNK

Jak Ukraina ośmiesza Rosję. Cały batalion najadł się strachu

Piotr Urbaniak (gtxxor)

Felietony

Ukraina miażdży Rosję w sieci. Anatomia fenomenu

Ukraińskie sukcesy skrzętnie obrazowane w mediach społecznościowych, w kontraście do niedołężnych Rosjan, to nie przypadek. To arcydzieło sztuki wojny informacyjnej.

Dalsza część tekstu pod wideo
 

Roześmiany prezydent Żeleński obejmuje szefa resortu obrony na selfie niczym z dobrej imprezy, podczas gdy jego rosyjski odpowiednik, Władimir Putin, oddziela się od swych ludzi stołem mogącym posłużyć za pas startowy dla małego samolotu.

Jeden z dzielnych obrońców Ukrainy deklaruje, że będzie golić brody bandzie Kadyrowa, inny – gołymi rękoma usuwa minę przeciwpancerną, by w końcu cały świat, w tym prezydent Polski, zrywał boki z czołgu skradzionego ponoć Armii FR przez Romów.

Choć na polu walki sytuacja wciąż pozostaje otwarta, jedno jest pewne: pod względem komunikacyjnym Kijów już wgniótł Moskwę w ziemię. Zdeptał i teraz radośnie po niej skacze. Ku konsternacji Rosjan, którzy przez lata wręcz słynęli z perfekcyjne prowadzonej maszynki propagandowej.

Ukraińcy jednak odrobili lekcje, i to z nawiązką. Tak, że z powodzeniem mogą służyć za przykład prowadzenia wojny informacyjnej.

O kilku takich, co zatrzymali batalion 

Jest styczeń roku 2015, trwają zaciekłe walki na lotnisku w Doniecku. Mały oddział ukraiński, w dodatku wyczerpany wcześniejszymi starciami, wpada pod Gorłówką na całą batalionową grupę taktyczną. Podkreślmy, mowa tu o nawet 800-900 uzbrojonych po zęby żołnierzach, bo rosyjskie BGT są większe od europejskich i amerykańskich odpowiedników.

Czysta matematyka nakazuje sądzić, że Ukraińcy, chcąc pozostać przy życiu, powinni wziąć nogi za pas i czym prędzej się wycofać. Ale Rosjanie atakować nie chcą. Jeszcze przez trzy doby będą tkwić przerażeni na bezpiecznych pozycjach, a obrońcy wykorzystają chwilę wytchnienia do ściągnięcia posiłków i zabezpieczenia zagrożonego kierunku.

Wszystko za sprawą dosłownie kilku osób. Siatki agentów, którym udało się przekonać wroga, że w pobliżu czeka dywizjon artylerii rakietowej gotów zrobić miazgę z każdego, kto wychyli choćby czubek głowy. Rzeczony dywizjon był oczywiście zmyślony, ale na tyle wiarygodnie, że rosyjscy gieroje ani myśleli rwać się do boju.

Centra Operacji Informacyjno-Psychologicznych

To nie przypadek, a aktualna wojna na Ukrainie jest tego obrazowym dowodem. Dla nas, osób trzecich, czołg holowany przez traktor albo regularne doniesienia o brakach paliwa mogą być memem. Tymczasem dla hipotetycznego Iwana, nerwowo ściskającego swój karabin, takie informacje są piekielnie deprymujące.

Nie dość bowiem, że facet idzie w nieznane, to otrzymuje sygnały, że wysyłają go tam kompletni amatorzy. Za to naprzeciw dosłownie każdy może zrobić mu krzywdę, bo jeśli nie ustrzeli go regularne wojsko z NLAW-a, to cywil rzuci butelkę z benzyną. Istne piekło.

Aby utwierdzić wroga w przekonaniu, że ma kompletnie przechlapane, Ukraina już od czasów wybuchu konfliktu na Krymie (2014 rok) mocno inwestuje w jednostkę zwaną Siłami Operacji Specjalnych. Z pozoru to szablonowa agentura, ale jedną z kluczowych komórek tej grupy są tzw. Centra Operacji Informacyjno-Psychologicznych (IPSO). 

Naszym głównym zadaniem jest demoralizowanie personelu wroga (...) Głównym kanałem nawiązywania kontaktów i nawiązywania kontaktów z informatorami są portale społecznościowe. Będąc po tej stronie frontu, jest to całkiem logiczne. Z kolei głównym kanałem komunikacji w sieciach społecznościowych był dla nas i jest Twitter. Główną metodą było i nadal jest rozpowszechnianie korzystnych dla nas plotek wśród wrogów

– tłumaczy anonimowy oficer IPSO w wywiadzie dla magazynu Tydzień z 2015 roku.

Agenci IPSO nie potrzebują siły śmiercionośnej; czołgów, samolotów, okrętów ani nawet karabinów. Ich bronią jest plotka, jej nośnikiem zaś – każdy możliwy kanał przekazywania informacji. Może to być schwytany jeniec i staromodna poczta pantoflowa, ale coraz częściej są to również media społecznościowe, do których dostęp ma od ręki lwia część cywilizowanego świata.

Cel nadrzędny stanowi wpłynięcie na stan emocjonalny odbiorcy i jego sposób myślenia, a co za tym idzie wyrażane poglądy i podejmowane decyzje. W warunkach polowych może być to wywołanie panicznego strachu, w domu przed komputerem – chęć manifestacji i nacisku na władzę.

Wojna w błysku fleszy

Dla części osób szokujące może wydawać się, jak wiele nagrań ze strefy konfliktu trafia do internetu, jednak na tym właśnie zależy ludziom z IPSO. W tym celu angażują oni cały sztab ludzi o najrozmaitszych specjalizacjach, często bardzo odległych od wojskowości.

Jak zdradza bohater cytowanego wywiadu, są tam m.in. specjaliści ds. PR-u, politolodzy, psychologowie, a nawet doradcy z zakresu nowych technologii. Wspólnie pracują nad wyreżyserowaniem odpowiednich scen i podaniem ich w formacie adekwatnym do poruszanej problematyki i sytuacji.

Zazwyczaj wprawdzie nie jest to czysta fikcja, jak wspomniany wcześniej nieistniejący dywizjon, ale wiele scenariuszy wymaga kreatywności, by nadać im bardziej wymownego wydźwięku. 

Kiedy rosyjski sierżant sztabowy dostał się do niewoli, udało nam się uzyskać zgodę SBU i naszego kierownictwa na współpracę z nim (...) Poprzez sieci społecznościowe przebiliśmy się do jego krewnych, dziewczyny, przyjaciół. W jego imieniu powiadomiliśmy ich, że jest w Ukrainie. Następnie przedstawił im, jak jest tu trudno (...) Potem pojechaliśmy z nim do Słowiańska, usiedliśmy w zwykłej kawiarni i spokojnie, po ludzku rozmawialiśmy do kamery. Palił, pił kawę i wszystko opowiadał: jak dowództwo oszukało ich, mówiąc, że jadą na ćwiczenia i poszli na wojnę, że nie ma tu wojny domowej. Powiedział, że zabrano im wszystkie komórki, brakuje punktów orientacyjnych, nie wiedział dokąd zmierza. Film z rozmową został zamieszczony w sieci i zaczął się rozchodzić

– ciągnie swą opowieść z najdrobniejszymi szczegółami ukraiński wojskowy.

Znajoma narracja, przyznajcie. Dokładnie te same argumenty, a więc ćwiczenia i ogólny chaos logistyczny pojawiają się w tle aktualnego konfliktu i zapewne pojawiać się będą jeszcze przez długi czas. I dobrze – bo budują morale obrońców, jednocześnie nastrajając odpowiednio opinię publiczną.

Jasnym jest, że nie tylko Ukraina ma swoje IPSO. Analogiczna jednostka powinna działać w strukturach każdej poważnej armii. Niemniej nie da się zaprzeczyć, że Ukraińcy opanowali sztukę informacji do perfekcji, a teraz zbierają plony, dzielnie przeciwstawiając się znacznie liczniejszym wojskom Putina. Są przy okazji swoistym innowatorem, bo jeszcze żadna armia w Europie nie miała okazji sprawdzić tego rodzaju służb na własnym terenie.

Siły Operacji Specjalnych Ukrainy – biogram

Jak przystało na spec-jednostkę, szczegółowe informacje dotyczące SSO Ukrainy są objęte tajemnicą. Znamy jedynie podstawowe fakty legislacyjne i strukturę najwyższych szczebli

Powołanie agencji jest bezpośrednim efektem dekretu nr 744/2014 o obronie państwa i wzmocnieniu potencjału obronnego, podpisanego 24 września 2014 roku przez ówczesnego prezydenta Poroszenkę. Ten rodzaj wojsk wyodrębniono z wcześniejszych jednostek specjalnych i wywiadowczych Ukrainy.

Oficjalnie istnieją cztery wyspecjalizowane pododdziały operacji informacyjno-psychologicznych. Stacjonują kolejno w Hujwie (ob. żytomierski), Browarach, Lwowie oraz Odessie. Od 2019 roku 140 Centrum Operacji Specjalnych Sił Operacji Specjalnych Ukrainy dysponuje certyfikatem pozwalającym na wspólne operacje z wojskami NATO. Trwają starania o poszerzenie tej współpracy.

***
Artykuł powstał na bazie zrecenzowanej publikacji naukowej p. Wojciecha Koźmica z Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego [Oficyna wydawnicza AFM, ISSN 1899-6264, 2016 r.]. Wykorzystano fragmenty wywiadu p. Bogdana Butkiewicza opublikowanego pierwotnie w serwisie Tydzhen.ua. Слава Україні!

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło zdjęć: Shutterstock (Photographer RM)

Źródło tekstu: Tyzhden.ua, oprac. własne