Niemal za każdym razem, gdy słyszę o Poczcie Polskiej od znajomych czy współpracowników, ma to związek z jakimiś problemami w tej spółce. Niektóre z tych niedogodności dotyczą również mnie bezpośrednio lub moich bliskich. Na przykład coraz częstsze ostatnio kłopoty z dostarczaniem przesyłek, które wynikają z braków kadrowych.
O tym, że w Poczcie Polskiej nie wszystko działa prawidłowo, wiemy nie od dziś. Spółka ta co rusz informuje o nowych unowocześnieniach czy udogodnieniach dla swoich klientów, jednak mam nieodparte wrażenie, że z naszym narodowym przewoźnikiem pocztowym jest coraz gorzej. A jednym z problemów, które dotyczą tej spółki, jest brak pieniędzy i wynikające z tego konsekwencje. W końcu nie bez powodu przygotowano ostatnio ustawę, która ma wpompować w Pocztę Polską dodatkowy zastrzyk gotówki z budżetu państwa.
Ten felieton postanowiłem poświęcić przesyłkom, które przewożą pracownicy Poczty Polskiej lub firmy działające w jej imieniu. Z takimi przesyłkami nigdy nie było rewelacyjnie, bowiem na porządku dziennym były opóźnienia czy inne historie. Teraz okazuje się, że do tego "katalogu nieprawidłowości" dochodzą również braki kadrowe, a po odbiór przesyłki trzeba się pofatygować osobiście nawet kilkadziesiąt kilometrów.
Zacznę od dwóch całkiem świeżych historii pana Zenka (imię zmienione). Pierwsza wydarzyła się kilka dni temu. Nasz "bohater" czekał na paczkę, która miała do niego dotrzeć w piątek, 12 kwietnia. Ponieważ w tym dniu do niego nie dotarła, będąc w pobliskim urzędzie pocztowym w miejscowości Tanowo zapytał o nią. Uczynna "pani w okienku" zadzwoniło w tym celu do jednostki nadrzędnej w Policach, gdzie uzyskała informację, że paczka nigdy nie została podjęta do dostarczenia i znajduje się już wśród przesyłek, które mają wrócić do nadawcy. Na szczęście dla pana Zenka, paczka jednak do niego dojechała we wtorek, 16 kwietnia.
Jeszcze ciekawsza rzecz przytrafiła się panu Zenkowi w poniedziałek, 22 kwietnia. Spodziewał się on otrzymać kolejną paczkę, która powinna zostać dostarczona przez Pocztex jeszcze w piątek, 19 kwietnia. Tak się jednak nie zdarzyło. Za to w poniedziałek do pana Zenka zadzwoniła osoba podająca się za pracownika Poczty Polskiej i go poinformowała, że paczka, na którą czeka, znajduje się w urzędzie pocztowym w Policach i musi się po nią pofatygować osobiście. A to jakieś 20 km od jego domu. W tym przypadku pan Zenek dowiedział się wprost, że paczki nie ma kto do niego dostarczyć.
Gdy porozmawiałem o Poczcie Polskiej ze znajomymi i współpracownikami, okazało się, że oni również spotkali się z podobnymi problemami. Jeden z nich na przykład ostatnio dostał rano SMS-a, że paczka zostanie tego dnia do niego dostarczona przez kuriera Poczty Polskiej. W środku dnia przyszła jednak kolejna wiadomość, z której wynikało, że paczka jednak nie dojedzie i trzeba ją sobie odebrać samemu w urzędzie pocztowym.
Opisany wyżej przypadek zdarzył się w Bydgoszczy. Niedobrze dzieje się jednak również w Łodzi. Tam paczki potrafią być trzymane przez kilka dni w oddziale, który nimi "zawiaduje" w tym mieście. A później odbiorcy otrzymują awizo i sami muszą się pofatygować do urzędu, by paczkę odebrać. Oto relacja mojej redakcyjnej koleżanki, Ani Rymszy:
Podobne problemy zdarzają się również mieszkańcom dużych miast. Mieszkam w Łodzi, gdzie wydawałoby się, że logistyka nie jest dużym problemem. Jednak Poczta Polska tu również nie dała rady dostarczyć przesyłki w rozsądnym terminie.
Nie ukrywam, że nie spodziewałam się, że dostanę tę przesyłkę w rozsądnym czasie. Nie od dziś mam do czynienia z Pocztą Polską i nie stawiam poprzeczki wysoko. Jednak gdy czekałam na dwie przesyłki jesienią, przewoźnik przeszedł sam siebie.
Nadawca skorzystał z usług Pocztexu, więc miałam dostęp do numerów paczek i możliwość śledzenia. Stąd wiem, że gdy dotarły do Łodzi, wylądowały w oddziale na ul. Włókniarzy, gdzie znajduje się lokalne centrum dystrybucji przesyłek. Tam leżały przez ponad tydzień. W tym czasie prawie codziennie dostawałam SMS-y o tym, że kurier już dziś dostarczy mi jedną z nich oraz kod odbioru, który mam mu podać. W takiej sytuacji człowiek obawia się wyjść z domu, bo a nuż minie się z kurierem i trzeba będzie iść osobiście do Urzędu Pocztowego. To były dla mnie strasznie trudne i stresujące dni. Całe szczęście, że pracuję z domu.
Ostatni SMS informuje, że jedna z paczek w końcu dotarła do mojego lokalnego Urzędu Pocztowego. Cały tydzień czekania w domu na kuriera zaowocował tym, że i tak muszę tam iść.
Z odbiorem przesyłki nie było już żadnych problemów, ale poskarżyłam się pracowniczce, że paczka strasznie długo była na Włókniarzy. Odpowiedź zamurowała mnie jeszcze bardziej niż seria SMS-ów: "Przykro mi, ale to się ciągle dzieje, tu może pani złożyć reklamację."
Następnie podała mi wydrukowaną listę miejsc, gdzie mogę poskarżyć się na usługi Poczty Polskiej. Zrobiłam zdjęcie kartki i wróciłam do domu ze swoją paczką… jedną z dwóch. Ta druga przyszła kilka dni później i ją również musiałam odebrać osobiście. Kartka z danymi do reklamacji nadal była przy okienku.
A tak wygląda wspomniany przez Anię wydruk:
Ania podzieliła się również zbiorem SMS-ów, z których wynika, że paczki najpierw miały status "dziś doręczymy Twoją paczkę", by następnie zmienić swój status na "czeka na odbiór".
W kontekście opisanych wyżej problemów z przesyłkami, z którymi muszą sobie radzić klienci Poczty Polskiej, warto również przypomnieć o sprawie, którą niedawno opisał Bankier.pl. Portal przypomniał o problemach finansowych Poczty Polskiej, z powodu których operator na początku tego roku podjął decyzję o wstrzymaniu wszelkich wydatków, a także na temat planowanych zwolnień pracowników.
Tymczasem Poczta Polska, w ramach ocieplenia wizerunku, postanowiła wydać pieniądze, których nie ma, na zakup misek dla psów do każdego oddziału PP. Od tego pomysłu zawrzało na forach internetowych dla pracowników Poczty Polskiej.
Kupno misek do placówek dla PP może nie jest spektakularnym wydatkiem, ale pracownicy zaznaczają, że spółka ma ważniejsze problemy i wydatki. Na forum wskazują, że w sytuacji, gdy brakuje pracowników w regionach, a jakość usług spada, teraz ma być wyznaczona osoba do pilnowania miski i uzupełniania w niej wody. A wszystko w ramach dotychczasowych obowiązków.
– napisała Rzeczpospolita
Business Insider wyliczył, że gdyby zakup każdej miski kosztował 30 zł, a drugie tyle by wydano na jej montaż, to wydatek dla 7,6 tys. placówek pocztowych wyniósłby około pół miliona złotych. To równowartość miesięcznej płacy dla 90 pracowników, licząc według stawki minimalnej, która ma obowiązywać od lipca tego roku.
O komentarz w opisanej w tym felietonie sprawie poprosiłem rzecznika prasowego Poczty Polskiej. W swoim e-mailu zapytałem:
Z otrzymanej odpowiedzi wynika, że żadnych problemów w Poczcie Polskiej nie ma. O ile w jakimś stopniu biuro prasowe PP odniosło się do opisanych przeze mnie problemów, to jednak w żaden sposób nie odniosło się do przytoczonych wyżej pytań.
Szanowny Panie Redaktorze,
nie odnotowujemy systemowych problemów z doręczaniem przesyłek kurierskich Pocztex oraz ponadstandardowej liczby reklamacji zgłaszanych przez Klientów. Co istotne, w większości przypadków realizacja dostaw paczek odbywa się za pośrednictwem podwykonawców, z którymi mamy podpisane umowy (co jest rynkowym standardem).
Jeżeli posiada Pan Redaktor numery przesyłek, co do których Klienci zgłaszali zastrzeżenia, bardzo proszę o ich podanie – będziemy mogli zweryfikować potencjalne nieprawidłowości w dostawie. Bez konkretnych danych ciężko jest nam się odnieść do zarzutu formułowanego na takim poziomie ogólności, który nie znajduje potwierdzenia w danych, którymi dysponujemy.
W swojej odpowiedzi zamieściłem numer jednej z przesyłek, tej w sprawie której dzisiaj dzwonił do pana Zenka pracownik Poczty Polskiej. Wrócę z dodatkowymi informacjami, jeśli tylko je otrzymam. A tymczasem zapraszam do przeczytania innych artykułów, w których opisywałem nieprawidłowości w Poczcie Polskiej, a także do oddania głosu w dołączonej niżej ankiecie.
Otrzymałem wyjaśnienie dotyczące przesyłki, o której napisałem w poprzednim akapicie.
Zgodnie z otrzymanym wyjaśnieniem, pracownik placówki, wykonujący połączenie telefoniczne, w żaden sposób nie przymuszał Klienta do osobistego odbioru przesyłki. W przypadku jego odmowy przesyłka byłaby pobrana do doręczenia zgodnie z gwarantowanym terminem, tj. dzisiaj.
Informujemy również, że nie mamy zgłoszeń, aby pracownicy placówki informowali Klientów o trudnościach w doręczaniu przesyłek ze względu na braki kadrowe.
– przekazało Biuro Prasowe Poczty Polskiej
Mam dziwne wrażenie, że Biuro Prasowe Poczty Polskiej albo nie ma pojęcia, co się dzieje w spółce, którą reprezentuje, albo o pewnych rzeczach nie wolno im pisać/mówić.
Zobacz: Poczta Polska zgubiła moją przesyłkę i rżnie głupa
Zobacz: Poczta Polska: nie łamiemy prawa, jak się za ciebie podpiszemy
Wszystkich głosujących: 1570
Źródło ankiety: Stajnia Augiasza w Poczcie Polskiej. Psy ważniejsze od pracowników (aktualizacja)
Źródło zdjęć: Telepolis.pl, Shutterstock
Źródło tekstu: opracowanie własne