Czy Google to jedyna wyszukiwarka, która ma jakiś sens? Przez dwa tygodnie korzystałam tylko z DuckDuckGo, która nie zapisuje żadnych moich preferencji ani historii, ale przez to dostarcza mniej dopasowane do moich potrzeb wyniki. To ma kolosalny wpływ na wyniki wyszukiwania.
Zaczęłam od instalacji rozszerzenia DuckDuckGo na komputerze i przeglądarki mobilnej DuckDuckGo na telefonach. Czułam się uskrzydlona tym eksperymentem. W końcu robię coś dla swojej prywatności, wymknę się na chwilę z machiny reklamowej, będę błędem statystycznym, rekordem niepasującym do niczego w Big Data. Fajne uczucie.
Zaczęłam eksperyment krótki przed weekendem. To oznacza mniej rycia za informacjami potrzebnymi mi przy pisaniu artykułów, a więcej swobodnych zapytań o potrzebne mi w danej chwili bzdury. Szukałam przepisów z kalafiorem, modów do Minecrafta, długości życia szynszyli, mapy pogodowej Indii, tabeli rozmiarów dżinsów i tym podobnych. DuckDuckGo dostarczał za każdym razem. Niektóre wyniki jest nawet w stanie prezentować w takich eleganckich ramkach, zupełnie jak Google, ale bez przepychu, wykresów i ozdobników. To oszczędza czas, a oszczędzanie czasu jest dobre.
Niektóre informacje są może trudniej dostępne, ale z drugiej strony nie muszę oglądać zdjęć świnek morskich, gdy interesują mnie wyłącznie szynszyle. Mniej ozdobników to także szybsza strona wyszukiwarki.
Do tego przeglądarka mobilna DuckDuckGo przypadła mi do gustu. Podoba mi się możliwość „spalenia” wszystkich otwartych akurat kart i w ogólności jej wygoda.
Zobacz: 5 aplikacji na Androida, które nie powinny ci umknąć w tym tygodniu – część 37
Google poznaje terminy techniczne, nazwy własne produktów i tym podobne. DuckDuckGo radzi sobie z tym różnie. Mam zwyczaj zadawać pytania językiem naturalnym. Wtedy zdarza się, że Google wyszuka mi podobne pytania, zadane na forach i portalach społecznościowych, a jeśli nie, to odmieni sobie słowa sam. DuckDuckGo sobie z tym nie radzi. Język polski to dla niej wielka tajemnica, synonimów nie ogarnia, literówki ją pokonują, związki frazeologiczne i dwuczłonowe nazwy rozkłada na kawałki. Zrozumienie intencji na podstawie języka naturalnego w DuckDuckGo leży i kwiczy.
W pracy krew mnie zalewała z tego właśnie powodu. Świetny przykład pojawił się, gdy pisałam o cenach i zasadności dostępu do internetu Starlink w Polsce. Potrzebne mi były dane dotyczące polskich gospodarstw domowych, a dostałam hurtownię talerzy.
Nadzieja odżyła, gdy musiałam znaleźć grafiki ilustrujące tekst o telefonie. DuckDuckGo ma wygodniejszy niż Google interfejs do przeglądania wyników wyszukiwania i pozwala od razu przejść do oryginalnego pliku. Google kiedyś to potrafił, ale przestał. Dla mnie to mały problem. Często korzystam z grafik dla prasy, które można po ludzku pobrać i z grafik stockowych. I tu dochodzimy do rzeczy znacznie dla mnie ważniejszej, niż łatwe pobieranie. To możliwość wyszukiwania obrazów na wolnych licencjach, które mogę wykorzystać. Wyszukiwarka Google znów wygrała.
Częścią pracy każdego dziennikarza jest szukanie tekstów… które sam napisał. Poważnie. Przeszukujemy na potęgę portale, na których pracujemy, żeby linkować powiązane tematycznie treści, poprzednie części cyklu albo znaleźć odpowiednie cytaty. Kwerenda site:telepolis.pl ląduje w moim pasku wyszukiwania kilka razy dziennie.
DuckDuckGo przyprawił mnie o mały zawał. Znasz to uczucie, gdy pamiętasz doskonale, gdzie odłożyłeś klucze, ale teraz ich tam nie ma? Paskudne uczucie. Gdy zdarza się w pracy, jest jeszcze paskudniejsze. A zdarzało się z DuckDuckGo zdecydowanie za często.
Ten problem dotyczy nie tylko TELEPOLIS.PL. Takie same dziury widać przy przeszukiwaniu naszych szanownych konkurentów. W takich warunkach nie da się śledzić, co u nich słychać. Nawet największe portale informacyjne są indeksowane „po łebkach”, a ja potrzebuję konkretów w konkretnym kontekście.
Zobacz: Nie tylko Google: DuckDuckGo chwali się 100 mln wyszukiwań dziennie
Zobacz: Google odda nam prywatność, zablokuje pliki cookie z zewnętrznych stron
W pracy nie mam czasu na DuckDuckGo. Gdy Googluję (ew. Sinuję, bo z Sina.com też korzystam) podczas pisania artykułu, chcę informację tu i teraz, z pierwotnego źródła. Jak się nie da, to niech przynajmniej pochodzi ze źródła, któremu ufam. DuckDuckGo nie ustala takich priorytetów. Czasami jest to interesujące, bo można odkryć nowy portal i poszerzyć sobie horyzonty. Tylko takie rzeczy są dobre po godzinach. Czasami DuckDuckGo zawalał mnie stronami wątpliwej jakości, by renomowane umieścić niżej na liście. Po latach pracy w podobny sposób Google „wie”, czego szukam i gdzie spodziewam się to znaleźć. Prawdopodobnie wie też po co to robię i ile zarabiam, ale niech ma. Oszczędzam dzięki temu masę czasu. Powtórzę to jeszcze raz: oszczędzanie czasu jest dobre.
DuckDuckGo pozwolił mi spojrzeć, jak wygląda internet totalnie neutralny, gdzie nikt nie jest lepszy niż reszta. To piękne w życiu prywatnym, ale kompletnie niepraktyczne, gdy zawodowo szukasz informacji na czas. Ponadto Google ma kilka wyszukiwarek specjalistycznych, które są bezcenne przy przeszukiwaniu publikacji naukowych (Google Scholar) czy dzieł sztuki (Google Arts & Culture).
DuckDuckGo ma kilka funkcji, o których można pomarzyć przy używaniu Google i nie mam tu na myśli ochrony prywatności. Gdy używam Google, tęsknię niezmiernie za skrótami do innych wyszukiwarek. Google staje na głowie, by nie wypuścić mnie ze swojego ekosystemu. W DuckDuckGo zaś wystarczy zacząć zapytanie od wykrzyknika i skrótu do serwisu. W chwili pisania tego artykułu skrótów jest 13564. Można przeszukać IMDB, Steam, Stack Overflow, GitHub, słowniki, strony z wiadomościami, dokumentację dla programistów i wiele innych. Google też tu jest (!g).
Do tego można zmienić skórkę, by lepiej pasowała do systemu. Są też ciemne motywy do wieczornego przeszukiwania. To nie rekompensuje wolnego odświeżania informacji o bieżących wydarzeniach i problemów z mową naturalną. Po prostu umila wyszukiwanie po godzinach.
W pracy wracam do Google. Niech sobie podgląda, jak szukam informacji o telefonach i statystyk dostępu do internetu.
Źródło zdjęć: wł.
Źródło tekstu: wł.