Na Allegro aż roi się od podróbek popularnych smartfonów. Co z tym problemem robi Allegro? Zamiast chronić klientów, serwis aktywnie je promuje.
Jakiś czas temu podczas przeglądania Facebooka w oczy rzuciła mi się w oczy reklama Allegro. Na listę promowanych ofert składały się w większości smartfony – Samsung Galaxy S21 Ultra, Huawei Mate 40 Pro, Xiaomi Mi 10 Ultra… Raczej nic niezwykłego, biorąc pod uwagę moją pracę i czego na co dzień w Internecie szukam. Ale mimo wszystko coś mi nie grało, tylko do końca nie byłem pewny co.
Nagle olśnienie – wszystkie te telefony nie były modelami, za które początkowo je brałem, a tanimi „no-name’ami” starającymi się imitować popularne urządzenia. Oczywiście dla osoby zainteresowanej tematem różnice były widoczne na pierwszy rzut oka: podróbki były od oryginałów dużo tańsze i miały gorszą specyfikację. Także design po bliższej analizie nie był kopią 1:1, choć na miniaturce podobieństwo potrafiło być uderzające. Jeśli ktoś w dzieciństwie dostał pod choinkę konsolę PolyStation zamiast PlayStation, z pewnością wie, o czym mowa.
Sęk jednak w tym, że o ile dla mnie fakt, że mam do czynienia z podróbkami, był oczywisty, tak jestem sobie w stanie wyobrazić, że wiele osób nietechnicznych mogłoby się na taką pułapkę łatwo złapać. I nie mam raczej wątpliwości, że taka jest intencja osób handlujących tego typu sprzętem. W końcu, kiedy urządzenie nazywa się „Phone12 Pro Max”, jego design imituje najnowszego iPhone’a, a ikonki interfejsu są żywcem wzięte z iOS, trudno nazwać to przypadkiem, prawda?
Co gorsza, Allegro takich ofert nie tylko nie usuwa, ale wręcz aktywnie je promuje, przez co pojawiają się one m.in. w reklamach platformy na Facebooku i nabierają wiarygodności. Nie są to też pojedyncze incydenty, a zjawisko, które obserwuję regularnie od kilku miesięcy i na które zwrócili moją uwagę także znajomi z branży (w tym nasz naczelny, od którego pożyczyłem poniższy zrzut ekranu).
Sytuacja, kiedy największa w Polsce platforma e-commerce podpisuje się pod tego typu praktykami, jest, ujmując rzecz bardzo łagodnie, niepokojąca. Z tego powodu postanowiłem wyjaśnić ją prosto u źródła i dopytać o kilka kwestii – m.in. czy są świadomi takiego procederu i jakie kroki podejmują, by chronić przed nim swoich klientów.
Jak się okazuje – żadne. Tak w każdym razie wynika z odpowiedzi, którą po dwóch tygodniach otrzymałem od rzecznika serwisu, pana Marcina Gruszki. Allegro co prawda zabrania w swoim regulaminie handlu towarami łamiącymi polskie prawo – a takimi są podróbki – ale jeśli sprzedawca nie afiszuje się z cudzym logotypem, to według przedstawicieli serwisu problemu właściwie nie ma. Mówiąc krótko – w opisanej sytuacji serwis umywa ręce.
Stanowisko to zostało zresztą podparte bardzo dobrym argumentem – „bo konkurencja też tak robi”. Ta „konkurencja” to oczywiście Amazon, który, jak się dowiedziałem, rzekomo również ma w swojej ofercie tanie smartfony podszywające się pod droższe modele renomowanych marek.
I faktycznie – jeśli poszukamy, podobne urządzenia znajdziemy również w ofercie polskiego Amazona. Oczywiście samo w sobie jest to poważnym problemem i podobnie jak Allegro, także serwis Jeffa Bezosa zasługuje z tego tytułu na słowa krytyki. Ale jest pewna istotna różnica: nie spotkałem się z sytuacją, by Amazon tego typu produkty aktywnie promował gdziekolwiek poza swoim portalem, a Allegro i owszem. Dodajmy do tego fakt, że o te niepokojące praktyki zapytaliśmy Allegro jeszcze przed startem Amazona w Polsce.
Zresztą o czym my tu rozmawiamy? Argument „bo inni też tak robią” nie zmienia przecież faktu, że od największej w Polsce platformy e-commerce możemy oczekiwać, że przynajmniej w jakimś stopniu będzie próbowała chronić klientów przed sprzedawcami, którzy żerują na ich niewiedzy. Tymczasem Allegro wydaje się tą kwestią zupełnie nie przejmować. Na moje pytanie o to, co serwis robi, by bronić użytkowników, w odpowiedzi zasugerowano, że przecież nie ma takiej potrzeby, skoro oferty są zakwalifikowane do właściwych kategorii i mają poprawnie wypisane parametry.
O ile w nazwie kodowej modelu da się doszukiwać podobieństw z modelami topowych producentów, to same oferty we wszystkich obszarach są poprawnie zakwalifikowane. Pamiętajmy, że w elektronika to nie moda gdzie wzór i kolor jest kluczowy. Tutaj specyfikacja i funkcjonalności są bardziej istotne.
– tłumaczy Marcin Gruszka, PR Product Manager w Allegro.pl
Cóż, podziwiam tę szczerą wiarę w świadomość konsumentów kupujących telefony. Szkoda, że wystarczy chwilę porozmawiać z ludźmi na ulicy, by zrozumieć, jak mało ma wspólnego z rzeczywistością.
Niestety zła wiadomość jest taka, że bagatelizowanie problemu przez Allegro jest częściowo uzasadnione. Żeby lepiej zrozumieć, jak dokładnie wygląda sytuacja prawna związana z handlem podróbkami, zgłosiłem się do Krajowej Administracji Skarbowej, która na mocy obowiązujących w Polsce przepisów jest instytucją odpowiedzialną za zwalczanie handlu podrobionymi towarami. W ten sposób dowiedziałem się także trochę o skali zjawiska handlu podrabianą elektroniką.
W 2020 roku działania Skarbówki doprowadziły do zatrzymania podrobionej elektroniki na kwotę ok. 2,2 mln zł, z czego niecałe 1,6 mln zł przypada na telefony komórkowe. Czy to dużo? Cóż, łączna wartość wszystkich podrobionych towarów przechwyconych w tym okresie wyniosła ponad 60 mln zł. Na podstawie tych danych można przyjąć, że w kontekście całego zjawiska handel podróbkami telefonów to kropla w morzu.
Ale jest tutaj pewien haczyk. Przepisy, w oparciu o które działa Krajowa Administracja Skarbowa, zostały skonstruowane tak, by chronić przede wszystkim prawa własności intelektualnej – w tym przypadku producentów, których produkty zostały podrobione. Mówimy tu o logotypach, patentach itd. Jeśli ktoś świadomie narusza tego typu prawa, wprowadzając do obrotu podrobiony towar, grozi mu kara więzienia nawet do 5 lat.
Jeżeli jednak do takiego naruszenia nie dojdzie, bo np. zamiast „Xiaomi” napisano „Xioami” nieco innym fontem, dany towar zasadniczo jest legalny i za handel nim nikogo nie można pociągnąć do odpowiedzialności.
I bardzo dobrze, bo mówimy tu o systemie ochrony własności przemysłowej, który inaczej skonstruowany mógłby być podatny na poważne nadużycia. Problem w tym, że nie chroni on w żaden sposób konsumentów przed produktami podobnymi do tych, które opisałem na początku artykułu. W końcu nie znajdziemy tam ani zastrzeżonych znaków towarowych, ani nawet skopiowanego 1 do 1 designu – zgodnie z przepisami nie mamy więc do czynienia z podróbką. A nawet jeśli – formalnie to nie konsument jest tutaj poszkodowany, a właściciel praw do oryginalnego produktu i to on mógłby się domagać pociągnięcia dystrybutora bądź sprzedawcy do odpowiedzialności.
A co może konsument? Konsument może spróbować skorzystać z rękojmi na normalnych zasadach i tak właściwie na tym się kończy. Niestety aktualnie obowiązujące przepisy nie dają za bardzo możliwości, by wyciągnąć konsekwencje wobec sprzedawcy, oferującego gorszej jakości produkt, podszywający się w ten sposób pod znaną markę.
I tu dochodzimy być może do sedna problemu. Aktualne przepisy zakładają, że konsumenci podejmują świadome decyzje zakupowe, o ile sprzedawcy dostarczą im niezbędnych informacji na temat produktu. To zresztą podobna logika do tej stosowanej przez Allegro, choć, jak podejrzewam, wynikająca z trochę mniej cynicznych pobudek. Tylko czy takie założenie ma w dzisiejszych czasach rację bytu? Podejrzewam, że tak ja, jak i większość naszych stałych czytelników wiedzą, czym różni się Snapdragon 888 od „czterordzeniowego procesora 1,3 GHz”. Tylko czy od każdego można wymagać takiej wiedzy? Bo bądźmy realistami – większość osób jej nie posiada i prawdopodobnie nawet nie wiedziałaby, gdzie szukać takich informacji.
Tylko co z takimi ludźmi robić? Zostawić ich samych sobie i patrzeć, jak w akcji prezentuje się kapitalizm? To jedna z opcji. Drugim końcem skali byłoby oczekiwanie, że państwo oraz platformy sprzedażowe staną się szeryfami, weryfikującymi każdy produkt i arbitralnie decydującymi, które z nich mogą trafić do sprzedaży, a które nie. Oczywiście taka sytuacja też rodziłaby swoje problemy i prowokowała szereg patologii. Właściwe rozwiązanie leży pewnie gdzieś pośrodku, ale nie uważam, żebym był właściwą osobą do podawania gotowej recepty na ten – bądź co bądź – złożony problem. Jestem natomiast przekonany, że niepodpisywanie się pod ofertami jawnie żerującymi na niewiedzy konsumentów to takie minimum, którego moglibyśmy oczekiwać od największej w Polsce platformy e-commerce – nawet jeśli konkurencja też tak robi.
Zobacz: Telefon na raty a śmierć abonenta - co dalej?
Zobacz: Allegro, OLX i Player to najpopularniejsze aplikacje w Polsce
Źródło zdjęć: Allegro, Unsplash, Pexels, własne
Źródło tekstu: własne