Powerbanki Anker to sprzęt, wokół którego krążą legendy. Ile to już razy czytałem w komentarzach, "przecież Anker jest lepszy", "na nic ten twój powerbank, ja mam Ankera". I wreszcie mogłem zweryfikować te pozytywne opinie. Czy to rzeczywiście Apple w świecie powerbanków? Przekonajmy się!
Na nasze testy trafiły trzy, zupełnie różne urządzenia producenta. Najtańszy Anker PowerCore 5000 mAh zaskakuje niewielkim rozmiarem, a przy tym użyteczną pojemnością. Anker PowerCore 10000mAh PD+ to najpopularniejsza pojemność, łącznie 28W na wyjściu, wsparcie dla Power Delivery i Quick Charge 3.0 oraz szybkie ładowanie samego powerbanka.
Z kolei Anker PowerCore+ 26800mAh PD ma maksymalną dopuszczaną pojemność pozwalającą na transport samolotem, Power Delivery do 30 W, umożliwia ładowanie nawet trzech urządzeń w tym samym czasie i radzi sobie z ładowaniem laptopów. Tę zadziorną gromadkę sprawdziliśmy zarówno naszą powtarzalną procedurą testową, jak i w praktyce - w końcu na biwaku z dala od domu nie powinno nam zabraknąć energii.
Cechą wspólną każdego z zestawów jest obecność przewodów do ładowania powerbanków/podpiętych urządzeń i ażurowych, czarnych etui z charakterystyczną błękitną metką. Pokrowce nie chronią powerbanków od wilgoci, ale ich przewiewność zapewnia odpowiednie odprowadzanie ciepła podczas procesu ładowania. Tak jest - nie musicie wyciągać powerbanka z etui podczas ładowania. Na kilkadziesiąt modeli powerbanków, które przewinęły się przez moje ręce, przed Ankerem etui spotkałem tylko w 2 zestawach. To bardzo dobry początek.
Nie można też pominąć systemu zabezpieczeń MultiProtect. To pakiet rozwiązań zapewniających ochronę przeciwprzepięciową, ochronę przeciwzwarciową czy stałą kontrolę temperatury urządzenia. Nic nie jest tak ważne w powerbankach, jak bezpieczeństwo nasze i podpiętych do nich urządzeń i to dla firmy od zawsze jest priorytetem.
Za dostarczenie urządzeń do testów dziękujemy firmie CSI S.A., oficjalnemu dystrybutorowi produktów Anker na polskim rynku.
Źródło zdjęć: Lech Okoń