Test NEXTBASE Piqo 2K. Kamerka do auta bez ekranu ma sens?
Kamerki w autach potrafią dziś być sporym wsparciem podczas niechcianych zdarzeń drogowych. Ale zakup dobrego sprzętu to oczywiście także spory wydatek. Czy można na tym zaoszczędzić nie tracąc zbytnio na jakości?
Takie pytanie stawiałem sobie przy okazji Nextbase Piqo 2K. Z jednej strony jedna rzecz od razu zdradza nam, że nie jest to sprzęt z najwyższej półki – brak wyświetlacza, co przynajmniej na początku może wzbudzić w Was dyskomfort. Z drugiej jednak strony jeśli dacie szansce Piqo 2K, to dość szybko przekonacie się, że ten ekran wcale nie jest taki niezbędny. Czy to jednak wystarczy, by zainteresować się tą kamerką do auta?
Przyzwoicie, choć nie idealnie
W momencie, gdy przygotowuje ten materiał, Piqo jest dostępne za prawie 550 złotych. Można się więc spodziewać, że produkt jest na granicy półki budżetowej i średniej. I nie sposób odmówić mu swego rodzaju aspiracji właśnie do tego wyższego pułapu. Choć wyświetlacza brakuje, to cała reszta wykonania prezentuje się naprawdę elegancko. Pod tym kątem i w tej cenie naprawdę ciężko się do czegoś przyczepić. A co może Wam przeszkadzać? Dowiecie się z poniższego materiału wideo.
Warto podkreślić, że sama jakość nagrań jest raczej wystarczająca, choć ciężko tu mówić o wysokim poziomie Bywały (rzadko, ale jednak) momenty, że obraz nie był do końca czytelny nawet dla bliskich, małych obiektów (tablice rejestracyjne), zwłaszcza na brzegach. Z drugiej strony nie jest to przecież sprzęt z najwyższej półki, a moje testy przypadły na deszczowe dni, co w połączeniu z ceną jest dla mnie rzeczą do przyjęcia. Na pewno jednak lepiej dopłacić 50 złotych i zamiast modelu Piqo 1K nagrywającego w FullHD kupić właśnie 2K. Dużo bardziej doskwierał mi brak choćby drobnego akumulatora. Dlaczego był to problem? Odpowiedź znajdziecie w materiale wideo. Tam też znajdziecie ostateczną ocenę na temat tego produktu.
