DAJ CYNK

Jak podpalić świat jednym guzikiem. Nie trzeba atomowej walizki

Przemysław Banasiak

Felietony

Jak podpalić świat jednym guzikiem. Nie trzeba atomowej walizki
Wielkie korporacje kontrolują nasze codzienna życia i wbrew pozorom nie jest to tylko teoria spiskowa. Co gorsza, sami się na to godzimy. Wszystko ze względu na wygodę i przyzwyczajenia wpajane w nas już od szkolnych lat.

Dalsza część tekstu pod wideo
 

Nazwy takie jak "Microsoft" i "Windows" zna chyba większość czytelników Telepolis, niezależnie od wieku i swojego obycia z nowymi technologiami. Firma założona przez Billa Gatesa funkcjonuje na rynku od 1975 roku, a ich systemy operacyjne są dominującym rozwiązaniem zarówno na komputerach osobistych, jak i maszynach firmowych. Według ostatnich danych aż 72,9% wszystkich PC na świecie korzysta z "Okienek". Jeszcze lepiej to wygląda dla Amerykanów, gdy pod uwagę bierze się samych graczy - aż 96,6% użytkowników.

Windows jest jak narkotyk, na dodatek darmowy

Skąd tak duża popularność Windowsa? Cóż, to temat na oddzielny tekst bo argumentów jest całe zatrzęsienie. Jednak dwa najważniejsze to długa obecność na rynku oraz... przyzwyczajenie. Microsoft działa jak diler narkotyków, przynajmniej ten z opowiadań rodziców i policji. "Pierwsza dawka jest zawsze za darmo". Uczelnie na całym świecie oraz sami studenci mogą pozyskać za darmo m.in. systemy operacyjne z grupy Windows oraz pakiet Office.

Jak podpalić świat jednym guzikiem. Nie trzeba atomowej walizki

Teoretycznie brzmi to dobrze, a całość robiona jest w szlachetnym celu - szkoły, ani uczniowi nie mają dużych budżetów. Czemu więc nie ułatwić im nauki? W praktyce chodzi o coś innego - uzależnienie użytkownika od produktów i usług. Ludzie to tylko mniej owłosione małpy i bardzo nie lubimy drastycznych zmian. Wystarczy spojrzeć na to ile osób narzeka zawsze przy każdym nowym wydaniu, nawet gdy zmiany wcale nie są tak ogromne - Windows XP -> Windows 7; Windows 7-> Windows 10; Windows 10 -> Windows 11. A co dopiero, gdy wszystkiego trzeba się uczyć od nowa.

I to właśnie dlatego kończąc edukację i zaczynając pracę, czy po prostu szukając sprzętu do domu, sięgamy po to co znane - komputery z Windowsem. Nie bez powodu zupełnie darmowy i dość prosty w obsłudze (przynajmniej w przypadku najpopularniejszych dystrybucji) Linux ma zaledwie 4% udziałów rynku. Dostępny za darmo pakiet LibreOffice też wcale nie cieszy się dużą popularnością, chociaż część funkcji wprowadził na długo przed Microsoftem.

Czeka nas dystopia jak w grze Cyberpunk 2077?

Czy jest w tym coś złego? Technologiczny armagedon na całym świecie z ostatnich kilkunastu godzin dowodzi, że tak. Abstrahując od negatywnego gdybania i możliwości wystąpienia w przyszłości korporacjonizmu znanego z uniwersum gry "Cyberpunk 2077", zagrożenia pojawiają się tu i teraz. Nie bez powodu to na Windowsa jest najwięcej wirusów, a w historii odkryto całe zatrzęsienie luk bezpieczeństwa. "Okienka" wbrew opiniom internetowych krzykaczy wcale nie są systemem pisanym na kolanie, nieporadnie i bez większego planu. To dzieło setek doświadczonych specjalistów.

Jak podpalić świat jednym guzikiem. Nie trzeba atomowej walizki

Windows jest tak "groźny" tylko dlatego, że cyberprzestępcy biorą na celownik system operacyjny Microsoftu bo jest właśnie najpopularniejszy. Jeśli w celu napisania złośliwego oprogramowania czy wyszukania backdoora trzeba poświęcić XX(X) godzin, to logicznym jest, że robi się to na platformę, która może nam zapewnić miliony potencjalnych ofiar więcej. Czasami jednak wcale nie po trzeba do tego "złych ludzi", a za ryzyko awarii potrafimy zapłacić samemu.

Wspomniany wcześniej armagedon technologiczny, który sparaliżował banki, linie lotnicze, koleje, lotniska, stacje telewizyjne i wiele więcej nie jest wcale spowodowany "hakerami". Za wszystkim stoi popularne oprogramowanie CrowdStrike, które według producenta zapewnia "ochronę obciążeń w chmurze i bezpieczeństwo punktów końcowych". A raczej jedna błędna aktualizacja (rozesłana w dość dziwnym trybie, bo według sztuki wpierw powinno ją dostać 1% klientów), która uziemiła wiele systemów. A naprawa tych, do których nie ma zdalnego dostępu wcale nie będzie taka szybka.

Sporo problemów ściągamy na siebie samemu

I tutaj dochodzimy do sytuacji, gdzie by sparaliżować w XXI wieku cały kraj (lub kraje) wcale nie trzeba wypowiadać zbrojnej wojny, czy przeprowadzać zamachów i ataków terrorystycznych. Wystarczy do tego grupa hakerów, a czasami po prostu posiadanie giganta technologicznego na swoim rynku, którego mogą odwiedzić smutni panowie ze służb wywiadowczych i poprosić o "przysługę" w formie propozycji nie do odrzucenia.

Jak podpalić świat jednym guzikiem. Nie trzeba atomowej walizki

Oczywiście nie zrozumcie mnie źle - nie oszalałem (do końca) i nie zaczynam szerzyć teorii spiskowych. Jednak sytuacja z CrowdStrike i awarią Windowsa na całym świecie dobitnie udowadnia jak bardzo jesteśmy uzależnieni od rozwiązań konkretnych firm. Nie wspominając jak dużo codziennego życia - zakupy, podróże, płatności - nie zależą od nas samych. A gdybym miał zakładać foliową czapeczkę, to warto zapytać jak dużo amerykańskie firmy technologiczne i obcy wywiad wie o nas samych, naszych politykach oraz wojsku i czemu duże kraje wrogie USA (Chiny, Rosja) stawiają na hardware i software opracowywany wewnętrznie, nawet jeśli jest dużo słabszy i droższy od dostępnych już na rynku rozwiązań.

Czy jest więc jakiś sposób na szybkie wyjście z tej sytuacji? Nie, raczej nie ma magicznej różdżki. Warto jednak czasami wyjść ze strefy komfortu i spróbować czegoś nowego, sprawdzić propozycje konkurencji. Jeszcze kilka lat temu gracze wyśmiewali Linuxa, bo granie na nim było masochizmem. Teraz Steam Deck ze swoim SteamOS podbija serca graczy, a to nadal tylko lekko zmodyfikowany Pingwin. Zaś systemy takie jak Ubuntu z powodzeniem wystarczą wielu osobom używającym PC tylko do internetu, filmów i seriali czy pakietu biurowego. I wcale nie wymagają wiedzy tajemnej czy walki z konsolą jak 10 lat temu.

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło zdjęć: Shutterstock / Hamara, statcounter, Troy Hunt@x

Źródło tekstu: Oprac. własne