Nie uciszą prawicy. Telegram nie będzie mieszać się w wybory, pomimo prośby Francji
Pavel Durov, założyciel i szef platformy komunikacyjnej Telegram, ogłosił w niedzielę, że zdecydowanie odrzucił żądanie jednego z zachodnioeuropejskich rządów, by „uciszyć” konserwatywne głosy w Rumunii podczas drugiej tury wyborów prezydenckich. Durov poinformował o tym na swoim oficjalnym kanale Telegrama, podkreślając, że nie zgodził się na żadne ograniczenia wolności rumuńskich użytkowników ani blokowanie politycznych kanałów.

Rosyjski magnat powiedział nie
Według Durova, prośba wpłynęła do Telegramu tuż przed kluczowym dniem wyborczym w Rumunii.
Rząd z Europy Zachodniej… zwrócił się do nas, byśmy wyciszyli konserwatywne głosy w Rumunii przed dzisiejszymi wyborami prezydenckimi. Stanowczo odmówiłem. Telegram nie będzie ograniczać wolności rumuńskich użytkowników ani blokować ich politycznych kanałów
Oświadczenie Durova pojawiło się w kontekście rosnących nacisków na platformy społecznościowe i komunikacyjne w Europie, zwłaszcza w okresach wyborczych, gdy rządy coraz częściej apelują o walkę z dezinformacją i ekstremizmem politycznym. Telegram, znany z liberalnej polityki moderacji treści i silnego nacisku na prywatność użytkowników, wielokrotnie był krytykowany przez władze różnych krajów za umożliwianie swobodnej wymiany poglądów, także tych kontrowersyjnych czy radykalnych.



Warto przypomnieć, że sam Durov w sierpniu ubiegłego roku został zatrzymany na lotnisku pod Paryżem i objęty formalnym śledztwem, a następnie zakazem opuszczania Francji. Do Dubaju, gdzie obecnie mieszka i prowadzi działalność, powrócił dopiero w marcu tego roku.
Telegram, mający ponad 900 milionów użytkowników na całym świecie, od lat stawia na wolność słowa i niechętnie ulega politycznym naciskom. Durov wielokrotnie deklarował, że platforma nie będzie narzędziem cenzury i nie zamierza ograniczać dostępu do legalnych treści, nawet jeśli są one niewygodne dla poszczególnych rządów.
Chociaż Durov pochodzi z Rosji, nie utożsamia się z tym krajem i w wiadomości przesłanej do Telepolis.pl prosi, by określać go jako obywatela Zjednoczonych Emiratów Arabskich i Francji.