Skoro smartfony Google Pixel są już oficjalnie dostępne w Polsce, czas zmierzyć się z ich legendarną jakością zdjęć. Przygotowaliśmy dla Was coś specjalnego na tę okazję.
Pewnie część z Was będzie w stanie już po samej jakości zdjęć rozszyfrować telefony, z których pochodzą zestawione poniżej próbki. Dwa z nich to Pixele 8 i 8 Pro, a numery przypisane do telefonów są stałe — wszystkie zdjęcia z liczbą 1 w rogu pochodzą z tego samego telefonu etc. Na tym etapie nie zdradzimy Wam jednak jeszcze, który model ma daną numerację, by głosy zebrane były w sposób sprawiedliwy.
Zdjęcia mają zmniejszoną rozdzielczość do 3000 px szerokości, a jedyna modyfikacja to nałożenie w nich numeru w prawym dolnym rogu — nie było tutaj żadnej innej ingerencji. Każda fotografia wykonana była „z ręki”, bez użycia statywu, z dokładnie tego samego miejsca — różnice w zawartości kadru wynikają głównie z różnic ogniskowych obiektywów zastosowanych w telefonach.
Niektóre ze zdjęć, szczególnie oglądane na ekranie telefonu, mogą być do siebie łudząco podobne. Czasem wręcz zdarza się, że najkorzystniejsza miniatura nie wypada wcale najlepiej, gdy przybliżymy zdjęcie. Warto więc obejrzeć poniższe zdjęcia na większym ekranie, by wyrobić sobie na ich temat celny osąd. Do Waszej dyspozycji są galerie z funkcją zoomu na końcu każdej serii.
Funkcja HDR potrafi znikać z ustawień aparatów i jest ku temu całkiem racjonalny powód. By fotografia odzwierciedlała to, co rejestruje nasz mózg, właściwie każde zdjęcie powinno mieć odpowiednio redukowaną jasność najjaśniejszych jego obszarów i podbijane detale oraz jasność tam, gdzie w kadrze jest ciemno.
Doskonałym wyzwaniem są tu przestrzenie na granicy cienia i ostrego światła. Te dwie serie na lubelskim starym mieście odsłaniają dużo wad. Mowa tutaj zarówno o wielkim szumie na osobach w bramie, jak i tendencji do przepalania na biało błękitu nieba. Na granicy bardzo jasnego źródła światła mogą też tworzyć się liczne zaburzenia w kolorystyce — aberracje chromatyczne na krawędziach (kolorowe aureole) czy przechodzące na ciemne elementy łuny światła zmniejszające kontrast.
Każdy z nas już chyba doskonale wie, że skierowanie telefonu w stronę słońca może przysporzyć dużo problemów aparatom. Choćbyśmy się jednak bardzo starali, sytuacja może wymusić na nas taki kadr. Telefony mogą w tej sytuacji zupełnie przepalić najbliższą naszej planecie gwiazdę, niedoświetlić wszystkiego wokół czy prezentować na zdjęciach flary i jasne kropki, będące efektem odbić wewnętrznych obiektywów. Mogą też być problemy z ostrością całego zdjęcia, które staje się rozmiękczone, a do tego kolory tracą na nasyceniu. Oto próbki z aparatów w tym scenariuszu naszej fotoprzygody:
Umówmy się, współczesne telefony nie służą do rejestrowania rzeczywistości w sposób, który odbieramy naszymi oczami. Producenci smartfonów, podążając za potrzebami klientów, starają się sprzedać nam atrakcyjną interpretację otaczającego nas świata. Czasem wręcz popadają w przesadę i zdjęcia zaczynają wyglądać jak mocno przesadzone grafiki. W tym szaleństwie jest jednak pewna metoda, bo choć wciąż nie brakuje miłośników naturalnych zdjęć, to jednak większość osób, jeśli coś robi ze swoimi fotkami, to prędzej publikuje je na social mediach niż drukuje. Tacy użytkownicy dostają tym sposobem właściwie gotowe pliki. Pomimo jednak świadomości tych zabiegów i tak zaskakuje, jak bardzo różnić może się od siebie zieleń i czerwień na poniższych, nieobrabianych zdjęciach.
Po latach wciskania klientom jakichś maleńkich zoomów 2x, czujników głębi obrazu o rozdzielczości VGA, czy niewiele bardziej szczegółowych obiektywów makro szczęśliwie przyjęło się jedno — obok głównego aparatu powinien się znaleźć moduł ultraszerokokątny, czyli aparat z obiektywem typu rybie oko. Aparaty te zwykle są znacznie ciemniejsze od głównego modułu, co wynika zarówno z mniejszych matryc, jak i z ograniczeń samych obiektywów. Pozwalają one natomiast uchwycić w kadrze znacznie więcej obiektów, doskonale nadają się przez to do fotografowania wnętrz, jak i rozległych krajobrazów. Nie brakuje też technik wykonywania kreatywnych, korzystnych portretów takim aparatem, który wyszczupla osoby w centrum pola widzenia, ale uwaga — potrafi też dodać dużo kilogramów osobom na brzegu kadru. Na poniższych próbkach da się zauważyć znaczne różnice w szerokości pola widzenia w poszczególnych telefonach:
Zdjęcia to obrazy malowane światłem, im mniej tego światła, tym płótno jest pustsze, czyli w fotografii bardziej czarne. Aby nie zabrakło nam fotograficznej farby można posłużyć się lampą błyskową, jednak efekty jej działania bardzo rzadko dają przyjemne rezultaty.
Druga droga to inwestowanie w jak największe matryce, których zadaniem jest rejestrowanie kwantów energii wzbudzonych przez strumień fotonów. Im większa powierzchnia pojedynczego piksela, czy agregatu pikseli dających jeden punkt obrazu na zdjęciu, tym większa szansa na uchwycenie choć drobnych odbić światła oglądanych przez nas obiektów. Duży sensor to jednocześnie mniejsze ryzyko przeskoków kwantów energii pomiędzy pikselami, za którym stoi niepożądane zjawisko szumu na zdjęciach.
Obok wielkości matrycy liczy się też otwór względny przysłony, czyli ten ułamkowy parametr, określany też światłosiłą np. f/2.8. Im mniejsza liczba w mianowniku ułamka, tym więcej światła dotrze do matrycy aparatu. No i mamy jeszcze całą inżynierię programistyczną. Wykonanie długiej ekspozycji „z ręki” jest właściwie niemożliwe bez zaawansowanych mechanizmów optycznej stabilizacji obrazu, ale już seria zdjęć to mniejsze wyzwanie. Na taki patent, robienia wielu ujęć bez potrzeby użycia statywu i następnie sklejania ich w jedno, jasne zdjęcie wpadł dawno temu Huawei. Pamiętamy taki tryb nocny choćby z legendarnego Huawei P20 Pro i P30 Pro. Do tego, szczególnie w ostatnim czasie, doszło przetwarzanie zdjęć z pomocą mechanizmów uczenia maszynowego, czy jak ktoś woli AI. Pozwala ono na tworzenie lepszych HDR-ów czy skuteczniejsze usuwanie szumu.
Dosyć jednak tego ględzenia, czas na praktykę. Poniższy kadr wykonany został w ciemnym zakamarku Centrum Spotkania Kultur w Lublinie. Światło praktycznie do docierało zza pleców osoby fotografującej, a głównym źródłem światła był „neon” informujący o wyjściu ewakuacyjnym. Wyzwaniem było tutaj zarówno pokazanie napisu nad drzwiami, jak i informacji zawartej na kartce przyklejonej do drzwi.
Tutaj będzie już bez zbyt dużej dawki teorii. Producenci telefonów w swoich aparatach wybierają trzy ścieżki, by przybliżyć na zdjęciach niewielkie obiekty: specjalny moduł makro, cyfrowe powiększenie obrazu z aparatu ultraszerokokątnego lub teleobiektywy z odpowiednio małą minimalną odległością ostrzenia.
Pierwsza droga to zwykle bardzo małe sensory, słaba praca w ciemności i wrażenie przeostrzenia (producenci od tego odchodzą), druga, czyli aparaty ultraszerokokątne uzbrojone w matryce rzędu 50 Mpix potrafią robić duże przybliżenia, ale musimy być niemal w fotografowanym obiekcie, co ogranicza dostępność światła. No i wreszcie wykorzystanie teleobiektywów — uzyskamy tutaj ładny bokeh, czyli miękką separację obiektów od tła, ale za nielicznymi wyjątkami przybliżenia często są mniejsze niż pozostałych dwóch rozwiązań. Co warto dodać, to właśnie głównie teleobiektywy wykorzystuje się do fotografii zbliżeniowej w przypadku pełnowymiarowych aparatów.
Na poniższych przykładach widać zdjęcia wykonane w dedykowanym trybie makro telefonu. Producenci urządzeń wykorzystali tutaj zarówno aparat ultraszerokokątny, jak i teleobiektyw.
Pokaż mi ile masz megapikseli, a powiem Ci, kim jesteś! Nie, to już tak dawno nie działa. Zdjęcia w pełnej rozdzielczości matryc stosowanych telefonach możemy zrobić co najwyżej w trybach manualnych, z wyłączeniem wszelkich dobrodziejstw AI czy funkcji HDR. I mówiąc krótko, wyglądają one źle, a do tego często wręcz mają mniej detali niż pomniejszone do 12 czy 20 Mpix zdjęcia „z automatu”. Te dodatkowe piksele służą obecnie do agregowania kilku pikseli w jeden super-piksel. Jeśli np. na 2 z 9 pikseli (składowych super-piksela) pojawi się szum, algorytm uzna, że go tutaj jednak nie ma i po uśrednieniu wartości zaoferuje w finalnym pikselu na zdjęciu dokładnie to, co powinno się tam znaleźć. W skrócie kolejny raz rola programistów i inżynierów obróbki sygnału obrazu potrafi się okazać znacznie ważniejsza niż sama tylko pusta liczba megapikseli.
Na tapet poszły zdjęcia z głównych aparatów, tryby ustawione na automatyczne i mamy takie z pozoru nudne zdjęcie na lubelskim deptaku. Poniżej jednak znajdziecie dodatkowo powiększenie figury świętego, by dobrze przyjrzeć się różnicom odwzorowaniu detali.
Klasyczne obiektywy, ale małe matryce, trochę lepsze powiększenia z zoomów peryskopowych czy nowość sezonu — terrapryzmatyczny zoom peryskopowy. Pomysłów na porządne przybliżenie producenci mają wiele, a wysiłki wkładane w jego rozwój wynikają z naszych potrzeb. Tak, lubimy zoomy, używamy zarówno tych niewielkich, jak i lornetkowych przybliżeń korzystających z dobrodziejstw AI. Najlepsze moduły tutaj nieuchronnie należą do najdroższych telefonów na rynku, a obok męczarni działów R&D nad samym przybliżeniem dochodzą jeszcze próby zapanowania nad stabilnością obrazu i pracą pod światło.
Poniższy przykład raczej nie sprawi nikomu trudności w poklasyfikowaniu zestawionych telefonów. Na tapet poszły wyłącznie przybliżenia optyczne, więc co sprytniejsi pewnie nawet ustalą, która cyferka należy do którego telefonu. Podajcie swoje typy w komentarzach :-)
Wszystkich głosujących: 1239
Źródło ankiety: Czy telefon Google jest dobry do zdjęć? Pixele kontra reszta świata
PS. Rozszyfrujemy listę modeli już w tę niedzielę (2 czerwca), klucz znajdziecie na drugiej stronie artykułu.
Źródło zdjęć: Lech Okoń - Telepolis.pl