DAJ CYNK

Test telefonu Motorola Moto X Force

Arkadiusz Dziermański

Testy sprzętu

Współczesne smartfony zachwycają nas wydajnością oraz, bardzo często, wykonaniem. Połączenie szkła i metalu dodaje urządzeniu elegancji, dzięki czemu mamy wrażenie obcowania ze sprzętem z wyższej półki. Niestety zazwyczaj bardzo dobre wrażenie znika w momencie upadku smartfonu na twardą powierzchnię. Metal się wygina i wgniata, a szkło... jak to szkło - tłucze się.

Współczesne smartfony zachwycają nas wydajnością oraz, bardzo często, wykonaniem. Połączenie szkła i metalu dodaje urządzeniu elegancji, dzięki czemu mamy wrażenie obcowania ze sprzętem z wyższej półki. Niestety zazwyczaj bardzo dobre wrażenie znika w momencie upadku smartfonu na twardą powierzchnię. Metal się wygina i wgniata, a szkło... jak to szkło - tłucze się. Jak bardzo producent nie będzie reklamował jego odporności na zarysowania, tak fizykę ciężko jest oszukać. Szkło ma to do siebie, że jest kruche i łatwo je potłuc. Szczególnie, jeśli jest to duża tafla szkła, która przykrywa ekrany o przekątnej większe niż 5 cali.
Mogłoby się wydawać, że jedynym skutecznym rozwiązaniem jest zapakowanie smartfonu w jakikolwiek pokrowiec. Ale pod koniec 2015 roku Lenovo pokazał, że problem można rozwiązać w inny sposób. Tak powstał model Droid Turbo 2, który na światowe rynki trafił pod nazwą Moto X Force. Smartfon może pochwalić się specyfikacją z najwyższej półki, z ekranem QHD i ośmiordzeniowym procesorem Qualcomm Snapdragon 810, ale nie to jest jego najważniejszą cechą. Jest nią ekran, który pokrywa wielowarstwowe szkło Shattert Shield, odporne na stłuczenie. Pierwsze filmy sprawdzające odporność Moto X Force zdecydowanie ją potwierdzały. Czy to urządzenie naprawdę można upuścić na beton bez strachu, że ostatni raz patrzymy na ekran bez pajęczyny? Sprawdziliśmy to. W praktyce.

Zestaw

W dużym tekturowym pudełku dostarczonym przez kuriera znalazłem dwa identyczne pudełka. Ktoś się pomylił albo to dwa różne modele - pomyślałem. Ale na jednym z nich była przyklejona kartka z odręcznym napisem Egzemplarz do upuszczania ;). Od razu trzeba zaznaczyć, że to genialne posunięcie biura prasowego Lenovo. Do testów otrzymałem dwa egzemplarze - jeden fabrycznie nowy, a drugi... widać, że niejednego testującego i niejeden betonowy chodnik już z bliska widział.

Opakowanie Moto X Force jest duże, nawet bardzo. W środku natomiast jest bardzo skromnie - pakiet instrukcji, kluczyk do otwierania szuflady kart, smartfon oraz ogromna ładowarka sieciowa. To tyle. Bez kabla USB i słuchawek. X Force nie jest tanim urządzeniem i spodziewałem się po zestawie czegoś więcej niż po, teoretycznie budżetowych, zestawach Moto G.



Obudowa i wykonanie

Pierwsze skojarzenie na widok Moto X Force - bestia! Smartfon jest duży (149,8 x 78 x 9,2 mm), ciężki (169 gramów), a do tego sprawia wrażenie jeszcze większego i ciężkiego niż jest w rzeczywistości. Można wręcz powiedzieć, że to typowo męski smartfon, który zdecydowanie ma swój urok. Metalowy korpus, zaokrąglone i bardzo ładnie wyprofilowane krawędzie i nietypowa faktura tylnej klapki powodują, że X Force naprawdę może się podobać.

W dolnej części przedniego panelu znajdziemy dwa otwory głośników, ale jeden z nich jest tylko atrapą. Głośnik znajduje się tylko pod prawym otworem. Zdecydowanie jest to najbrzydszy element smartfonu, ale ma on bardzo dużą konkurencję w postaci diody doświetlającej, która znajduje się po przeciwległej stronie ekranu o przekątnej 5,4 cala. Tak, dioda znajduje się z przodu obudowy i pozwala doświetlić selfie. Jasna kropka otoczona wszechobecną czernią nie prezentuje się korzystnie. Obok niej, centralnie umieszczony został głośnik rozmów oraz przedni aparat. Na środku głośnika znajdziemy wystający, plastikowy element, który niezbyt dobrze chroni go przed zbieraniem kurzu, a przy okazji bardzo szybko się rysuje.

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News