DAJ CYNK

Drama wszechogarniająca: ciąg dalszy afery Gwiazdeczek i absurdalna dyskusja o Gal Gadot

Michał Świech

Rozrywka

Cuties

Gwiazdeczki to film, który wywołał prawdziwą burzę na Netfliksie. Minęło sporo czasu, ale dopiero teraz wszystko szerzej wszystko skomentował dyrektor generalny całego Netfliksa. To jednak nie jedyna afera w świecie filmu.

Dalsza część tekstu pod wideo
 

Są takie tematy, które są właściwie gwarancją wywołania afery. Zdarza się, że reżyser umyślnie po niego sięga, a potem sam jest zaskoczony burzą, jaką wywołał. Dokładnie tak było z filmem Gwiazdeczki nakręconym przez Maïmounę Doucouré, francuską reżyser senegalskiego pochodzenia. Miał być film krytykujący seksualizację dzieci, wielu odebrało to jednak jako jej pochwałę. Może byłoby o wiele lepiej, gdyby Netflix użył właściwego plakatu filmu. Na francuskich afiszach pojawił się bowiem zupełnie inny plakat niż ten, który zastosował Netflix. Oba można zobaczyć u góry. Netflix bronił co prawda filmu, ale nie zapobiegło to pięciokrotnemu wzrostowi rezygnacji z abonamentu. W takiej sytuacji wypowiedział się Ted Sarandos stojący na czele Netfliksa. Próbował on zrzucić winę na amerykańską publiczność, przekonując, że w Europie nikt się nie oburzał. Niestety, Sarandos mija się z prawdą. W Europie reakcje były bardzo podobne do tych w USA. 

To jednak nie jest jedyna drama, jaką żyje świat filmu. Izraelska aktorka Gal Gadot ma zagrać Kleopatrę, jednocześnie jednak posypały się krytyczne opinie amerykańskich pisarzy. Sugerują oni, że aktorka powinna być czarnoskóra i oskarżyli Paramount Pictures oraz Patty Jenkins o rasizm. Przeciwko oburzonym Amerykanom stanęły jednak media z Izraela, które oskarżyły ich o antysemityzm. Nie obyło się też bez wzajemnych gróźb. Ani jedna ze stron nie wspomniała, że Kleopatra wywodziła się z greckiej dynastii...

Zobacz: Pięciokrotny wzrost anulowań abonamentu Netfliksa w proteście przeciwko Gwiazdeczkom
Zobacz: Mulan spowodowała wzrost pobrań Disney+ o 68%

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło tekstu: la times, deadline, wł