Nigdy nie widziałem sensu płacenia dużych pieniędzy za router. Wychodziłem przy tym z prostego założenia. Skoro kabel wychodzący z dziury w ścianie daje mi Internet o prędkości 100 Mb/s, to po co mi router obsługując 10 razy wyższą prędkość? Przecież na co dzień wystarczy mi najtańszy TP-Link z elektromarketu. Podobnie z routerem mobilnym. Sieci są zapchane, nowych nadajników nie da się postawić, bo od razu wyginie pół populacji w promieniu 10 km, więc protesty na to nie pozwolą i w takim wypadku osiągniecie 50 Mb/s już będzie sukcesem. To też potrafi najtańszy router, a najlepiej taki dodawany za złotówkę do abonamentu.
Wtedy w moje ręce trafił Netgear Nighthawk M1. I świat stanął na głowie… Poczułem się jak jaskiniowiec wypełzający z ziemianki, który pierwszy raz zobaczył ogień. Wypasiony router naprawdę robi robotę!
W zestawie obok routera znajdziemy pakiet instrukcji, solidny i bardzo gruby kabel USB C oraz nietypowo składaną ładowarkę, z wymienną końcówką do gniazdek angielskich lub polskich. Ładowarka ma moc 10W (5V, 2A). W zestawie brakuje jakiegokolwiek etui, które w tym przypadku zdecydowanie byłoby przydatne.
Specyfikacja: