Motorola Edge 30 Fusion pracuje pod kontrolą Androida 12 wzbogaconego o interfejs MyUX, co w praktyce jednak oznacza „prawie czystego Androida”. Tak jak we wszystkich smartfonach z ostatnich lat, także i tym razem Motorola trzyma się zasady, by system wizualnie i funkcjonalnie był najbliższy temu, co stworzył Google z myślą o Pixelach.
Od Androida 12 takie podejście Motoroli jeszcze nabrało sensu, bo w tej wersji system Google’a zyskał na funkcjonalności, a rozbudowane nakładki innych producentów już kompletnie tracą swoje atuty.
W moim osobistym rankingu system Motoroli z Androidem 12 wysuwa się na pierwsze miejsce – jest ładny, czytelny, działa sprawnie, zapewnia też bardzo duże możliwości personalizacji, w tym dynamiczny dobór akcentów kolorystycznych. Użytkownik może też dobierać czcionki, kolory, kształty ikon, dźwięki, a także dowolnie zmieniać układ ekranu głównego. W dużej części są to korzyści wnoszone przez styl Material You z Android 12, ale Motorola jeszcze dodatkowo to usprawniła.
W serii Edge 30, w tym także w modelu Fusion, oczywiście nie brakuje wielu dodatków Motoroli, ale wszystko jest świetnie zintegrowane i nie zaburza logiki Androida od Google’a.
Niestety, w Edge 30 Fusion ujrzałem coś, czego dotąd w telefonach Motoroli nie widziałem – namolne powiadomienie, które po dotknięciu otworzyło coś o nazwie MotoApps z polecanymi gierkami i apkami pośledniej jakości. MotoApps to ukryta aplikacja, nie ma nigdzie swojej ikonki, więc po pierwszym zamknięciu już nie przeszkadza, niemniej taka agitacja w stylu MIUI tu trochę mnie dziwi.
Niemal wszystkie rozszerzenia producenta zostały zebrane w aplikacji Moto – są tam jak zawsze dodatkowe, przydatne ustawienia personalizacji, gestów, wyświetlacza, muzyki i gier, które docenią bardziej zaawansowani użytkownicy.
Poza aplikacją Moto w szufladce znajdziemy tylko parę narzędzi producenta (np. wspominany Ready For), do tego w testowanym egzemplarzu znalazły się Facebook i Glovo.
Źródło zdjęć: Telepolis.pl
Źródło tekstu: Telepolis.pl