DAJ CYNK

Nie potrzebujesz flagowca, jest Motorola Edge 30 Fusion (test)

Mieszko Zagańczyk

Testy sprzętu


Wygląd i wykonanie

Motorola Edge 30 Fusion wyraźnie nawiązuje wyglądem do modelu Ultra, co jest jego zdecydowaną zaletą. Urządzenie wygląda klasycznie, ale też nowocześnie. Przód i tył telefonu pokrywa szkło Gorilla Glass 5, zaś boczna ramka wykonana jest z aluminium. 

Tu trzeba jednak od razu uściślić: Motorola Edge 30 Fusion standardowo dostępna jest w kolorach białym Aurora White i grafitowym Cosmic Grey – i ta druga wersja była przeze mnie testowana. 

Jest jeszcze edycja Vegan Leather z niebieskim tyłem o skórzanej fakturze, trudniej dostępna w sprzedaży. Do naszej redakcji trafił też zjawiskowy, karminowy wariant Viva Magenta, czyli w kolorze roku 2023 według Pantone. Tu również Motorola zastąpiła szkło eko skórą. Biorąc pod uwagę wykończenie, dwa pierwsze warianty i dwa pozostałe to trochę inne telefony, a wrażenia z ich używania mogą być odmienne.

W testowanej grafitowej wersji tył obudowy jest półmatowy, nie zostają na nim ślady po palcach, więc estetyka jest zapewniona. Jednolitą powierzchnię ożywiają detale jak ładnie ścięte krawędzie na górze i dole telefonu, połyskujący logotyp Motoroli czy wyspa aparatów w dwóch szarości. Ciemnoszara Motorola Edge 30 Fusion jest klasyczna, ale nie nudna.

Obudowa telefonu zapewnia pyło- i wodoszczelność – ale niestety na niskim poziomie IP52. Powłoka hydrofobowa chroni przed niezbyt intensywnym działaniem wody, takim jak przypadkowe zalanie, zachlapanie czy lekki deszcz.

Motorola Edge 30 Fusion jest wyjątkowo płaska – ma 7,77 mm – co dodatkowo dodaje urządzeniu uroku. Są też jednak mankamenty. Zaokrąglone krawędzie obudowy i ekranu sprawiają, że czasami telefon może się prześlizgnąć między palcami. Raczej nie ma zagrożenia, że Edge 30 Fusion wypadnie z dłoni na ulicę podczas rozmowy, jednak dość często zdarzało mi się, że palec przesuwał się z krawędzi na ekran i zamykał lub przewijał strony w przeglądarce.

Model Fusion ma więc bardzo podobne wykończenie, proporcje i kształty jak Ultra, ale jego zalety – lekkość i płaskość – są też słabościami. Bardziej masywny Ultra o wiele lepiej leży w dłoni i w nim zaokrąglony ekran mi nie przeszkadzał. W Edge 30 Fusion niestety trochę tak.

Rozmieszczenie portów i przycisków na obudowie Motoroli Edge 30 Fusion niczym nie zaskakuje. Wszystko jest na swoim miejscu, z prawej strony zgrupowane są przyciski zasilania i głośności, z lewej nie ma nic. 

Gniazdo na karty SIM (2x nano bez rozszerzenia microSD) znajduje się na dole. Zwolennicy klasycznych rozwiązań nie ucieszą się brakiem wyjścia audio 3,5 mm.


Ekran

Ekran Motoroli Edge 30 Fusion otoczony jest minimalnymi ramkami, co dodatkowo podkreśla high-endowy charakter urządzenia. Jest to matryca pOLED o przekątnej 6,55 cala i rozdzielczości 1080 x 2400, co daje gęstość pikseli około 400 ppi.

Do szczegółowości obrazu nie można się przyczepić, a subpiksele matrycy są praktycznie niezauważalne, nawet na jednolitych białych tłach. Najlepiej ten ekran wygląda w ciemnym motywie, choć biel też wypada zadowalająco. 

W ustawieniach ekranu są dwa tryby kolorów – naturalne i nasycone. Ten pierwszy nieco zbyt spłaszcza barwy, a biel staje się mniej śnieżna, jednak będzie dobrym wyborem dla tych, których rażą intensywne barwy ekranu OLED. Takie też zapewnia tryb nasycony. W każdym przypadku można dokonać korekty bieli, posługując się suwakiem.


Edge 30 Fusion pozwala na wybór odświeżania ekranu 60 Hz, 144 Hz oraz automatycznego, gdzie nad wszystkim czuwa AI. O ile tryb automatyczny w zależności od sytuacji przełącza się w aplikacjach i grach między 60, 90 i 120 Hz, to wymuszenie sztywnego 144 Hz pozwala cieszyć się też takim odświeżaniem w grach – a to nie u wszystkich producentów smartfonów jest możliwe.

Z wartych odnotowania ustawień w menu znajdziemy także opcję zapobiegania migotania obrazu, a także „światło na krawędziach” ,czyli dodatkowy sposób na powiadomienia, 

Nie brakuje też znanej już z innych telefonów Motoroli funkcji Ready For – czyli możliwości podłączenia telefonu do dużego ekranu (np. telewizora) oraz dodania do tego bezprzewodowej myszki i klawiatury. Całość bardzo dobre sprawdza się jako doraźny zamiennik peceta i jest jedną z najfajniejszych funkcji w topowych modelach marki. W Edge 30 Fusion nie mogło jej więc zabraknąć.

Wyświetlacz wyróżnia się wsparciem dla standardu HDR10+, zapewniając prawidłowe wyświetlanie treści HDR10 i HLG. Umożliwia też dekodowanie treści Widevine L1, dzięki czemu filmy i seriale VoD dostępne są w najlepszej jakości. Do pełni szczęścia zabrakło tylko wsparcia Dolby Vision.

Skoro jest ekran OLED, to nie mogło zabraknąć trybu AoD (pod nazwą „podgląd powiadomień”), który nie wyświetla się cały czas, ale uaktywnia po dotknięciu ekranu czy nawet potrząśnięciu telefonem, a także, gdy przychodzą nowe powiadomienia. Wtedy też świeci się wspomniane „światło na krawędziach”. Opcji personalizacji trybu AoD jest jednak mało – tylko trzy zegary z dodatkami i możliwość ustawienia animacji tła. Całość wygląda jednak zjawiskowo.

W ekran wkomponowany jest czytnik linii papilarnych, który bardzo szybki i działa w 100% niezawodnie

Producent deklaruje, że Edge 30 Fusion osiągnie maksymalną jasność 1100 cd/m2. Być może taki wynik jest możliwy po maksymalnym rozjaśnieniu w trybie automatycznym w pełnym świetle, mnie udało się przy sztucznym osiągnąć ok. 980 cd/m2, co też jest bardzo dobrym rezultatem. W trybie manualnym luminancja bieli osiąga maksymalnie około 520 cd/m2. W każdym przypadku jest to wynik zapewniający wysoką czytelność w każdych warunkach.

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło zdjęć: Telepolis.pl

Źródło tekstu: Telepolis.pl