U mnie w gminie to jeszcze nadajnika bez protestu nie postawiono!!! Największego pecha miał Orange, gdyż chciał postawić go obok domu radnego. Co on nie robił, tysiące pism do burmistrza, organizował spotkania z mieszkańcami, wywieszał plakaty o szkodliwości gsm i wiele jeszcze innych kretyńskich rzeczy. Oczywiście dezycja urzędników była pozytywna, ale wiecie co? Radny walczył dalej, zaskarżył tą decyzje do Samorządowego Kolegium Odwoławczego a ten protest uznał! Sprawa wróciła do UM, ten znów wydał pozytywną opinię i znowu to samo SKO! tym razem SKO protest oddaliło i co? Pan radny G. zaskarżył ją do NSA! Finał był taki, że sprawa trwała ponad 2 lata i .... Orange z tej lokalizacji zrezygnował! Postawił w dużym przedsiębiorstwie kilometr dalej, tym razem bez problemów! To tak po krótce

Średni czas od złożenia papierów do wydania prawomocnej decyzji u mnie wynosi ok. roku! Najgorzej jest na wsiach, bo tam ludzie zawsze protestują, w mieście nadajniki przeważnie są na kominach więc problemów jest mniej, ale i tak bez protesów i spotkań z mieszkańcami się nie obchodzi. No cóż taka jest właśnie Polska
