Kiedyś stukałbym się w głowę, teraz wiem o co chodzi Samsungowi. To ordynarne SPACE ZOOM 100X zwyczajnie musiało pojawić się na obudowie telefonu. Zbyt często Huawei trąbił o 50x zoomie, którego też nie było (optycznie), by Koreańczycy nie postanowili celowo popełnić tego samego... błędu(?).
Marketing wyprzedził konkurencję i zarezerwował ten cyfrowy absurd tylko dla siebie. Dokładnie tak samo, jak uczynił to Play, z triumfem opowiadając o 5G Ready. W myśleniu przeciętnego Kowalskiego zostanie informacja, że Samsung ma potężny zoom 100x i to marketingowo wystarczy.
Nie jest co prawda sztuką powiększyć cyfrowo obraz, by uzyskać nieczytelną plamę, ale co tam. Być może komuś to się przyda, by coś sobie przybliżyć na ekranie telefonu, ale już raczej nie do robienia zdjęć.
Samsung Galaxy S20 Ultra ma optyczne przybliżenie tylko 4X. Wszystko powyżej to kombinacja danych z matryc głównego aparatu i zoomu. Nie bez znaczenia jest przy tym fakt, że z tych 108 Mpix można wyciąć naprawdę maleńki kawałek z centrum sensora, a ten będzie nadal przyjemnie ostry.
Żeby jednak nie było, że się tylko znęcam, wyciąłem fragment 12 Mpix ze zdjęcia 108 Mpix i porównałem go z możliwościami automatyki telefonu. Z pokorą muszę przyznać, że przybliżenia hybrydowe Galaxy S20 Ultra oferują znacznie więcej niż tylko zoom cyfrowy. Ilość zarejestrowanych detali jest niebotycznie większa od momentu korzystania przez telefon ze sprzętowego zoomu 4x. Powiększenia 4x i 10x są nie tylko całkiem użyteczne, ale też znacznie wykraczają poza możliwości cyfrowego zoomu głównego sensora. Wszystko powyżej 10x to już jednak drastyczne pogarszanie jakości, a przybliżenie 100x wygląda wręcz karykaturalnie.
I jak to teraz ocenić? Zakres do 10x wygląda rewelacyjnie - Samsungowi należy się zdecydowanie pochwała. Z drugiej strony, mamy robiącą wodę z mózgu zagrywkę z powiększeniem 30x czy 100x. Podumałem i doszedłem do wniosku, że skoro jest lepiej ze zdjęciami niż u konkurentów, to chyba jednak trzeba chwalić.
Źródło zdjęć: Lech Okoń