DAJ CYNK

Final Fantasy XVI - nie sądziłem, że tak mnie zachwyci (recenzja)

Arkadiusz Bała (ArecaS)

Gry

Final Fantasy XVI - nie sądziłem, że tak mnie zachwyci (recenzja)


Final Fantasy XVI to nowa odsłona legendarnego cyklu. Czy zerwanie z tradycjami serii wyszło jej na dobre? Sprawdzamy!

Skrawek opuszczonej, zrujnowanej ziemi niczyjej już niebawem stanie się polem bitwy. Dwie armie stają naprzeciw siebie i chwilę później wśród dźwięków stali uderzającej o stal oraz krzyków rannych przestaje mieć znaczenie, kto pierwszy sięgnął po miecz. Trwa brutalna jatka, w której krew leje się gęsto. Po chwili jednak dzieje się coś, co całkowicie zmienia przebieg bitwy: na placu boju pojawiają się Eikony, czyli gigantyczne i niesamowicie potężne stworzenia, jednym ruchem potrafią zmieść pół wrogiej armii.

I tu na scenę wkraczamy my. Wcielamy się w Clive’a Rosfielda i jesteśmy jednym z kilku żołnierzy, których posłano na niemal samobójczą misję: wykorzystując chaos trwającej bitwy mamy znaleźć i zgładzić dominantkę Sziwy, czyli osobę kontrolującą moc jednego z walczących Eikonów.

Trzęsienie ziemi jak u Hitchcocka

Tak zaczyna się nasza przygoda w Final Fantasy XVI – od prawdziwego trzęsienia ziemi. Gra nie potrzebuje dużo czasu, by dać nam przedsmak tego, co czeka nas w ciągu najbliższych kilkudziesięciu godzin. Polityka, intrygi, przemoc, seks, masa wulgaryzmów i potężne emocje, które potrafią przesądzić o losach nie tylko pojedynczej bitwy, ale i całego świata – to wszystko czeka na nas w ciągu raptem pierwszych pięciu minut rozgrywki.

Final Fantasy XVI - nie sądziłem, że tak mnie zachwyci (recenzja)

Nie chcę w tym miejscu zbyt dużo rozpisywać się o czekającej nas historii. Dość powiedzieć, że dzięki tym pięciu minutom szybko zdajemy sobie sprawę, że Final Fantasy XVI to gra, która z jednej strony pełnymi garściami czerpie z bogatej mitologii cyklu, a z drugiej bez większych skrupułów zrywa z utartymi schematami i wywraca oczekiwania graczy do góry nogami. I wiecie co? Wcale nie mam jej tego za złe.

Koniec z turami, liczy się akcja!

A jako wieloletni fan serii za złe chyba trochę mieć powinienem, bo Final Fantasy XVI zrywa z wieloma elementami, które przez lata stanowiły o tożsamości cyklu. Przede wszystkim jeśli w dalszym ciągu kojarzycie „fajnale” z masą tabelek i turowym systemem walki, to najwyższy czas zaktualizować swoje informacje. Najnowsza odsłona to gra akcji pełną gębą, mocno inspirowana takimi tytułami jak Devil May Cry i God of War.

Final Fantasy XVI - nie sądziłem, że tak mnie zachwyci (recenzja)

Jest to jedna z tych zmian, które z pewnością okażą się mocno kontrowersyjne wśród fanów. Zostawiając jednak z boku uprzedzenia i sentymenty, muszę przyznać jedno: nowy system walki jest absolutnie fenomenalny. Ba, jeśli szukacie jednego, jedynego powodu, żeby sięgnąć po „Szesnastkę”, to właśnie go znaleźliście.

W założeniach tutejszy system walki nie różni się znacząco od tego, co znajdziemy w większości popularnych gier akcji. Mamy jeden przycisk odpowiadający za wymachiwanie mieczem, skok, atak dystansowy i unik. Dobrze opanujemy korzystanie z tych kilku akcji i, przynajmniej w teorii, żadna walka nie powinna nam być straszna. Zabawa zaczyna się jednak wtedy, kiedy do układanki dodamy zdolności Eikonów.

Final Fantasy XVI - nie sądziłem, że tak mnie zachwyci (recenzja)


Zdobywając kolejne moce uzyskujemy dostęp do pewnej unikalnej akcji oraz puli kilku ataków specjalnych. Przykładowo Feniks, czyli nasz pierwszy Eikon, pozwala nam korzystać z szarży, dzięki której natychmiast skracamy dystans do przeciwników, a także silnych ataków opartych o żywioł ognia. To zbalansowany zestaw, faworyzujący mobilność i walkę w zwarciu. Dla przykładu Ramuh będzie jego kompletnym przeciwieństwem, skupiając się na walce dystansowej i dając zestaw narzędzi skutecznych w walce z dużymi grupami przeciwników.

Każdym Eikonem walczy się zupełnie inaczej, ale wszystkie okazują się skuteczne i szalenie satysfakcjonujące. No a że jednocześnie możemy mieć pod ręką aż trzy takie style, to zabawy z szukaniem najbardziej morderczych kombinacji też jest co nie miara.

I wiecie co? To bardzo dobrze, bo gdyby system walki w Final Fantasy XVI choć trochę nie domagał, cała gra natychmiast posypałaby się niczym domek z kart. W nowego fajnala można grać dla fabuły, ale to na zwalczaniu wszelkiej maści niemilców spędzimy najwięcej czasu. 

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło zdjęć: własne

Źródło tekstu: własne