Takie rzeczy to tylko w Erze... [długie]
Post:30 sie 2008, 09:26
Postanowiłem napisać dość obszerny wywód na temat moich przygód z PTC Sp. z o.o. - co prawda mam świadomość tego, że ktoś - poniekąd słusznie - może mi napisać: weź człowieku nie marudź, jak ci Era nie odpowiada to przejdź do innej sieci... swoją drogą tak właśnie robię, ale czemu nie przestrzec innych? A może przypadkiem ktoś z Ery tu zagląda i mój lament wpłynie (w co wątpię) na poprawę jakości tej sieci?
Tytułem wstępu: większość kariery "komórkowca" przebyłem w Plusie. Generalnie byłem zadowolony z tej sieci, jednak względy ekonomiczne spowodowały, że zainteresowałem się ofertą Ery - większość rodziny i kontrahentów jest na nieszczęście w Erze. Ponieważ specyfika prowadzonej przeze mnie działalności gospodarczej sprawia, że telefon mobilny jest głównym narzędziem kontaktów, zdecydowałem się na przeniesienie numeru do Ery. I tu już zaczęły się pierwsze przeprawy z Erą. Temat poruszałem na tym forum, ale dla przypomnienia - prawie pięć dni numer był "martwy" i nie można się było do mnie dodzwonić. Nie pomogły ani maile, ani telefony do BOA - przemili konsultanci zarzekali się, że niezwłocznie sprawa się wyjaśni, ale mijały kolejne dni, a telefon nadal milczał. Ostatecznie udało się, przyszło nawet pismo z Ery, oczywiście zwalające winę na Plusa. Ja rozumiem i wierzę, że wina mogła leżeć po stronie Plusa, ale czy nie można było interweniować wcześniej? Wszak we wcześniejszej korespondencji związanej z przenoszeniem numeru Era zobowiązała się do pełnego funkcjonowaniu numeru w czasie do 24 godzin od chwili zwolnienia numeru przez dotychczasowego operatora.
Ale to nie koniec. Teraz inny wątek - otóż skoro już przeniosłem numer, to sprawiłem sobie bezprzewodowy internet w Erze. Zakupiłem blueconnecta w wersji za 120 zł brutto miesięcznie (5 GB limitu) wraz z modemem HUAWEIA na Express Card. Wszystko było pięknie ładnie, ale po kilku dniach modem przestał się logować do sieci. W dniu 17 lipca zaniosłem go więc do naprawy do salonu firmowego Ery. Było miło, dostałem nawet modem zastępczy, a w sprawie odbioru salon miał się ze mną kontaktować telefonicznie. Oczywiście nikt się ze mną nie skontaktował, a podczas kolejnych wizyt w salonie firmowym dowiadywałem się, że... jeszcze nic nie wiadomo. W końcu w dniu wczorajszym (29 sierpnia - czyli półtora miesiąca od oddania modemu do naprawy) pojechałem do salonu w bardziej bojowym nastroju i dowiedziałem się, że... nadal nic nie wiadomo. Po kilku stanowczych zdaniach szef serwisu łaskawie zgodził się na wymianę modemu na nowy. I znowu ta sama sytuacja co z przeniesieniem numeru - no niby wszystko zakończyło się pozytywnie, niby dostałem nowy modem, Era zapewniła mi zamiennik na czas naprawy, ale niesmak pozostał, bo można było to wszystko załatwić w cywilizowany sposób...
Następny kwiatek wyszedł przy pierwszym rachunku za używanie przeniesionego już (z trudem) numeru. Otóż miałem załapać się na jakąś magiczną promocję dla "zbiegów" od innych opów, a miała polegać na obniżeniu opłaty abonamentowej za dwa pierwsze pełne okresy rozliczeniowe do 1 zł netto. Tymczasem po przeanalizowaniu pierwszej faktury okazało się, że opłaty objęły proporcjonalnie wyliczony abonament za pierwszy niepełny cykl, oraz... pełną opłatę za pełny cykl, który przecież miał być za 1 zł! No i kolejne pisma, reklamacje, oczekiwanie itd. Oczywiście reklamacja została załatwiona pozytywnie (trudno żeby było inaczej), ale niesmak znowu pozostał... w końcu nie każdy drąży swoje rachunki i ciekawi mnie, ile osób złapało się na tym haczyku. Może to teoria spiskowa, ale zastanawiam się czy nie jest to celowe działanie operatora - będziemy udawali, że żadnej promocji nie było i naliczymy pełne opłaty. Jak jeleń się nie kapnie - czysty zysk dla nas, jak się kapnie, to się mu wyśle świstek z przeprosinami i kilka minut do sieci w ramach "rekompensaty", aby został porażony blaskiem naszej wspaniałomyślności...
Kolejny kwiatek to jakość połączeń. Tu już sam jestem sobie winny, bo doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że Era szczególnie źle ma się w Łodzi, gdzie akurat przyszło mi spędzać najwięcej czasu. Ale okazało się, że "czkawka" czy wręcz przerywanie połączeń, nie mówiąc już o doskonale widocznych na NetMonitorze handoverach to bolączka Ery w całym kraju. Do tego zasięg pozostawiających wiele do życzenia, nawet na tak newraligicznych trasach, jak autostrada A2 na odcinku od Strykowa do Konina. Szczytem wszystkiego był mój ostatni pobyt nad morzem (Dębki), gdzie nie dało się wogóle gadać, bo po kilku sekundach rozmowy połączenie było całkowite przerywane.
Cóż... pozostaje mieć nadzieję, że Era weźmie się za siebie - w końcu wzmożona kampania reklamowa w TV i puste słowa do pełnego sukcesu nie wystarczą...
Tytułem wstępu: większość kariery "komórkowca" przebyłem w Plusie. Generalnie byłem zadowolony z tej sieci, jednak względy ekonomiczne spowodowały, że zainteresowałem się ofertą Ery - większość rodziny i kontrahentów jest na nieszczęście w Erze. Ponieważ specyfika prowadzonej przeze mnie działalności gospodarczej sprawia, że telefon mobilny jest głównym narzędziem kontaktów, zdecydowałem się na przeniesienie numeru do Ery. I tu już zaczęły się pierwsze przeprawy z Erą. Temat poruszałem na tym forum, ale dla przypomnienia - prawie pięć dni numer był "martwy" i nie można się było do mnie dodzwonić. Nie pomogły ani maile, ani telefony do BOA - przemili konsultanci zarzekali się, że niezwłocznie sprawa się wyjaśni, ale mijały kolejne dni, a telefon nadal milczał. Ostatecznie udało się, przyszło nawet pismo z Ery, oczywiście zwalające winę na Plusa. Ja rozumiem i wierzę, że wina mogła leżeć po stronie Plusa, ale czy nie można było interweniować wcześniej? Wszak we wcześniejszej korespondencji związanej z przenoszeniem numeru Era zobowiązała się do pełnego funkcjonowaniu numeru w czasie do 24 godzin od chwili zwolnienia numeru przez dotychczasowego operatora.
Ale to nie koniec. Teraz inny wątek - otóż skoro już przeniosłem numer, to sprawiłem sobie bezprzewodowy internet w Erze. Zakupiłem blueconnecta w wersji za 120 zł brutto miesięcznie (5 GB limitu) wraz z modemem HUAWEIA na Express Card. Wszystko było pięknie ładnie, ale po kilku dniach modem przestał się logować do sieci. W dniu 17 lipca zaniosłem go więc do naprawy do salonu firmowego Ery. Było miło, dostałem nawet modem zastępczy, a w sprawie odbioru salon miał się ze mną kontaktować telefonicznie. Oczywiście nikt się ze mną nie skontaktował, a podczas kolejnych wizyt w salonie firmowym dowiadywałem się, że... jeszcze nic nie wiadomo. W końcu w dniu wczorajszym (29 sierpnia - czyli półtora miesiąca od oddania modemu do naprawy) pojechałem do salonu w bardziej bojowym nastroju i dowiedziałem się, że... nadal nic nie wiadomo. Po kilku stanowczych zdaniach szef serwisu łaskawie zgodził się na wymianę modemu na nowy. I znowu ta sama sytuacja co z przeniesieniem numeru - no niby wszystko zakończyło się pozytywnie, niby dostałem nowy modem, Era zapewniła mi zamiennik na czas naprawy, ale niesmak pozostał, bo można było to wszystko załatwić w cywilizowany sposób...
Następny kwiatek wyszedł przy pierwszym rachunku za używanie przeniesionego już (z trudem) numeru. Otóż miałem załapać się na jakąś magiczną promocję dla "zbiegów" od innych opów, a miała polegać na obniżeniu opłaty abonamentowej za dwa pierwsze pełne okresy rozliczeniowe do 1 zł netto. Tymczasem po przeanalizowaniu pierwszej faktury okazało się, że opłaty objęły proporcjonalnie wyliczony abonament za pierwszy niepełny cykl, oraz... pełną opłatę za pełny cykl, który przecież miał być za 1 zł! No i kolejne pisma, reklamacje, oczekiwanie itd. Oczywiście reklamacja została załatwiona pozytywnie (trudno żeby było inaczej), ale niesmak znowu pozostał... w końcu nie każdy drąży swoje rachunki i ciekawi mnie, ile osób złapało się na tym haczyku. Może to teoria spiskowa, ale zastanawiam się czy nie jest to celowe działanie operatora - będziemy udawali, że żadnej promocji nie było i naliczymy pełne opłaty. Jak jeleń się nie kapnie - czysty zysk dla nas, jak się kapnie, to się mu wyśle świstek z przeprosinami i kilka minut do sieci w ramach "rekompensaty", aby został porażony blaskiem naszej wspaniałomyślności...
Kolejny kwiatek to jakość połączeń. Tu już sam jestem sobie winny, bo doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że Era szczególnie źle ma się w Łodzi, gdzie akurat przyszło mi spędzać najwięcej czasu. Ale okazało się, że "czkawka" czy wręcz przerywanie połączeń, nie mówiąc już o doskonale widocznych na NetMonitorze handoverach to bolączka Ery w całym kraju. Do tego zasięg pozostawiających wiele do życzenia, nawet na tak newraligicznych trasach, jak autostrada A2 na odcinku od Strykowa do Konina. Szczytem wszystkiego był mój ostatni pobyt nad morzem (Dębki), gdzie nie dało się wogóle gadać, bo po kilku sekundach rozmowy połączenie było całkowite przerywane.
Cóż... pozostaje mieć nadzieję, że Era weźmie się za siebie - w końcu wzmożona kampania reklamowa w TV i puste słowa do pełnego sukcesu nie wystarczą...