DAJ CYNK

Testujemy Huawei P30 Pro - zoom 50x i zdjęcia nocne jakich nie widział świat [wideo]

Lech Okoń

Testy sprzętu

Z zewnątrz seria P, Mate 20 Pro w sercu

Reszta specyfikacji to w sumie nasz telefon roku, czyli Huawei Mate 20 Pro. Z Kirinem 980 na czele, LTE do 1,4 Gb/s, akumulatorem 4200 mAh, błyskawicznym, 40-watowym ładowaniem od zera do pełna w godzinę, 15-walowym ładowaniem indukcyjnym i garścią różnic.

Należą do nich przede wszystkim inny ekran, bo bez szerokiego notcha i zaawansowanego rozpoznawania twarzy, za to z ukrytym w łezce aparatem do selfies, oferującym aż 32 megapiksele. Inny jest też sam wyświetlacz, bo to nie Quad HD lecz rozciągnięte do proporcji 19,5 na 9 FullHD.

W dalszym ciągu dostajemy natomiast czytnik linii papilarnych w ekranie, w dodatku ponoć lepszy niż do tej pory. Z tyłu jest według mnie brzydziej niż w Mate’cie, bo zamiast kwadratu nazywanego przez niektórych płytą grzewczą, mamy pionowy, wystający pasek, proszący się o noszenie telefonu w etui.

Telefon jest bardzo śliski i pozbawiony chropowatej struktury znanej z niebieskiego i zielonego Mate’a 20 Pro. Zauważalne jest też wydłużenie obudowy względem poprzedników, choć bez jej niepotrzebnego rozszerzania. Podczas Sztokholmskiego spotkania mogliśmy pobawić się P30 Pro w wariantach kolorystycznych czarnym i opalu. Uzupełnieniem ich będą telefony w kolorze bursztynowym, perłowym i aurora, naśladującym zorzę polarną. 

Zadzwonić to można z każdego telefonu, dobre zdjęcia to już inna historia (nie mylić z „oppowieścią”)

Ciężar innowacji w nowych smartfonach Huaweia spadł przede wszystkim na możliwości fotograficzne. Poza tym dostajemy sprzętowo Mate’a 20Pro, co jednak nie jest w żadnym wypadku wadą. O ile seria Mate kojarzyć ma się z wysublimowaną elegancją i solidnością, P Series to od zawsze emocje i potężny efekt wow. Wielgaśny zoom bez wątpienia ten efekt wywołuje, podobnie jak to, co wyczyniają aparaty P30 Pro nocą.

Prywatnie uzależniłem się od Mate’a 20 Pro, dzięki któremu zrezygnowałem kilka miesięcy temu z iPhone’a. Był to dla mnie koniec noszenia telefonu do pracy i dodatkowego do zdjęć. Zaufałem Androidowi również w kwestiach profesjonalnych i na tym zdecydowanie wygrałem. Teraz poczciwy Mate idzie do szuflady, a do kieszeni trafia nowy król.

Nie czekając na wyniki testów DxOMark, już teraz powiem Wam, że nie powstało nic lepszego na rynku mobilnej fotografii. Jeśli macie teraz P20 Pro, nawet nie wahajcie się z aktualizacją – dostaniecie znacznie więcej tego, co tak lubicie w swoim telefonie… czyli fotograficznej magii. Posiadacze Mate'a 20 Pro, bardzo mi przykro, ale jeśli wasze przywiązanie do marki wiąże się głównie z możliwościami foto, również i Wy macie poważny argument do aktualizacji sprzętu.

To jeszcze nie koniec

Ciąg dalszy nastąpi – jesteśmy w Paryżu, za chwilę otrzymamy testowy egzemplarz telefonu i już nie możemy doczekać się nocnych foto-łowów. To co u innych producentów jest koszmarem, u Huaweia jest wyzwaniem i upartym przesuwaniem granic niemożliwości. Aha, tak by nie było żadnych wątpliwości – powyższy tekst to efekt fascynacji fotografa nowym narzędziem, a nie akcji partnerskiej. O wadach zdecydowanie nie zapomnimy w naszej recenzji - zabieramy się do ich szukania.

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło zdjęć: wł