DAJ CYNK

Test telefonu Orange Reyo

Arkadiusz Dziermański

Testy sprzętu

Orange nie rezygnuje ze swojej współpracy z ZTE, wypuszczając tym razem na rynek Orange Reyo, czyli oryginalnie ZTE Blade Q Maxi. Wyróżniającą się cechą, która z pewnością przyciąga wielu potencjalnych i nie do końca świadomych kupujących, jest bardzo duży wyświetlacz o przekątnej 5 cali. Oprócz tego dostajemy typowy, "chiński" standard, czyli dwurdzeniowy procesor MediaTeka, grafikę Mali-400 oraz gigabajt pamięci RAM.

Od wielu lat różni operatorzy komórkowi sprzedają telefony sygnowane własną marką. Najczęściej są to telefony chińskich marek, delikatnie przemalowane i podpisane logiem operatora. W Polsce w ten trend wpisał się między innymi Plus swoimi Plusfonami. Pod tą, jakże swojską nazwą, kryły się produkty Huawei. Przyznam, że tylko raz miałem nieprzyjemność używać Plusfona i wrażenia były nieziemskie. Tak jak swego czasu zawsze narzekało się na strasznie nielogiczne menu w Sagemach, tak przy Plusfonie było one banalnie proste. Koniec końców, furory Plus swoimi telefonami nie zrobił. W międzyczasie Orange i Era romansowały z HTC, zmieniając ich produkty na odpowiednio Orange SPV i Era MDA, które były chyba najbardziej cenionymi "adaptacjami" w naszym kraju. Później ukazały się jeszcze i przeszły kompletnie bez echa, Orange Vegas oraz Atlanta.

Następnie przyszła pora na smartfony z Androidem w postaci Orange San Francisco, czyli ZTE Blade, który w swojej oryginalnej formie był sprzedawany w Play, jak również pod nazwą RBM One. I to już było coś. Wszystko dlatego, że Blade wyróżniał się pośród innych Androidów z niższej półki ekranem o rozdzielczości z wyższej półki (jak na tamte czasy), czyli 480 x 800 pikseli.

Orange nie rezygnuje ze swojej współpracy z ZTE, wypuszczając tym razem na rynek Orange Reyo, czyli oryginalnie ZTE Blade Q Maxi. Wyróżniającą się cechą, która z pewnością przyciąga wielu potencjalnych i nie do końca świadomych kupujących, jest bardzo duży wyświetlacz o przekątnej 5 cali. Oprócz tego dostajemy typowy, "chiński" standard, czyli dwurdzeniowy procesor MediaTeka, grafikę Mali-400 oraz gigabajt pamięci RAM. Orange Reyo z pewnością nie zadowoli bardziej wymagającego użytkownika, ale co z tym początkującym użytkownikiem smartfonów? Czy pomarańczowy Blade Q Maxi sprawdzi się w tej roli? Przekonajmy się.

Zestaw

Zestaw sprzedażowy składa się z kabla USB, ładowarki sieciowej oraz standardowego pliku ulotek. W przypadku niektórych ofert w Internecie, dodawane są też słuchawki. Natomiast zestaw testowy, który otrzymałem... zdziwił mnie, bo tak zapakowanego telefonu jeszcze nie dostałem. Telefon był owinięty kilkakrotnie, bardzo grubą warstwą folii bąbelkowej, następnie owinięte to było ładowarką i kolejnymi warstwami folii. Milimetrów zabrakło żeby pociął kabel rozcinając zawiniątko. Tyle jeśli chodzi o moje przeżycia związane z paczką. Wracając do zestawu sprzedażowego, jest skromnie, ale też standardowo.



Wygląd zewnętrzny

"O! Kupiłeś w końcu tego Samsunga?!" Nie, nie kupiłem Samsunga. To Orange Reyo, ale wystarczyłoby po jednym logu Samsunga z przodu i z tyłu, żeby ponad 90% społeczeństwa było przekonane, że to flagowy model koreańskiego producenta. Biały kolor, wyraźnie zaokrąglone rogi obudowy, wielki wyświetlacz, taki sam kształt głośnika rozmów... Tyle wystarczy żeby przekonać przeciętnego Kowalskiego. Bardziej wprawione oko od razu zauważy choćby brak sprzętowego guzika Home pod ekranem. Zamiast niego mamy trzy standardowe, pojemnościowe przyciski. Nad nimi znajduje się wyświetlacz o przekątnej 5 cali. Głośnik rozmów rzeczywiście wygląda jak w Samsungach, ale już elementy umieszczone obok niego mają zupełnie inny układ. Po jego lewej stronie znajduje się kamera do wideorozmów, a po prawej czujnik oświetlenia oraz zbliżeniowy. Przyciski regulacji głośności, wzorem Samsungów, znajdują się na lewym boku obudowy.

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News