Są sprzęty, o których zapomina się dwa dni po tym, jak opuszczą fabrykę. Są też takie, które na zawsze potrafią zmienić swoją branżę. Do tej drugiej kategorii należy Sony A7 III - aparat, który całe rzesze fotografów przekonał, że bezlusterkowce to przyszłość. Czy rzeczywiście jest taki dobry? Miałem okazję się o tym przekonać, kiedy trafił w moje ręce.
Dlaczego Sony A7 III cieszy się aż taką renomą? Jak łatwo się domyślić z nazwy, nie jest to pierwszy pełnoklatkowy bezlusterkowiec producenta. Ten zaszczyt przypadł w udziale oryginalnemu modelowej A7 z 2014 roku. Trzecia generacja aparatu jest jednak w powszechnej opinii pierwszą, gdzie technologia dojrzała na tyle, by urządzenie mogło stanąć w szranki z lustrzankową konkurencją i wygrywać. Ponadto korpus zebrał bardzo dużo pochwał za bardzo sprawny system autofocus i rozbudowane możliwości wideo.
Najważniejsze elementy specyfikacji Sony A7 III:S
Okazja, by sprawdzić ile prawdy jest w tej laurce pojawiła się przy okazji tegorocznego IEM-u w Katowicach. Ciemne hale Spodka i Międzynarodowego Centrum Kongresowego to olbrzymie wyzwanie dla niewielkich matryc systemu mikro cztery trzecie, z którego korzystamy w redakcji na co dzień, więc postanowiliśmy zaopatrzyć się w coś trochę lepszego. Chwila zastanowienia, kilka maili i w moich rękach wylądował Sony A7 III z obiektywami 35 mm f/1.8 oraz 85 mm f/1.8.
Ostatecznie spędziliśmy razem dwa tygodnie. Po tym czasie mogę śmiało stwierdzić, że prawie wszystkie pochwały na temat sztandarowego bezlusterkowca Sony to szczera prawda. A jednak mimo to oddawałem go bez żalu, wracając do mojego wysłużonego Lumixa z poczuciem nieskrywanej ulgi.
Źródło zdjęć: własne
Źródło tekstu: własne