W aplikacji mobilnej Sonos znajdują się ustawienia głośnika, którymi można dodatkowo dopasować dźwięk. Jeśli brakuje Ci basu (co może się wydarzyć), możesz skorzystać z korektora. Są tu osobne ustawienia dla wysokich i niskich tonów oraz włącznik trybu podbicia basu. Skorzystałam z niego, by nieco ocieplić dźwięk. Głośniki Sonos są z natury dość sterylne, a mój gust ukształtowały stare, dobre Tonsile.
Wspomniałam, że Sonos Move ma 4 mikrofony do obsługi asystentów głosowych. To nie jest ich jedyne zadanie. Ponadto mogą monitorować, jak dźwięk wraca do głośnika, by zbadać akustykę pomieszczenia. To potrzebne, jeśli chcesz korzystać z systemu Trueplay, dodającego przestrzeń. Warto! Bez niego dźwięk jest płaski i zdecydowanie czegoś mu brakuje.
Na jakość dźwięku teoretycznie może mieć wpływ także ustawienie kompresji dźwięku przesyłanego w systemie. Być może tak jest, ale nie udało mi się tego zaobserwować, a zrobiłam sobie kilka ślepych prób.
Wspomniałam, że Sonos Move jest głośny. Na środku pokoju o powierzchni 16 metrów kwadratowych zarejestrowałam maksymalnie 97,8 dBA. To poziom porównywalny do stania przy drodze, po której jeżdżą ciężarówki. Całe szczęście, że w aplikacji można ustawić limit głośności…
Co ciekawe, z włączonym trybem Trueplay nie ma znaczących zmian głośności, gdy poruszam się po pokoju. W trybie „normalnym” różnice są wyraźne.
Czego słuchałam? Starałam się posłuchać wszystkiego po trochu. Najlepiej brzmią na tym głośniku gatunki wokalne i akustyczne. Diana Damrau brzmi wspaniale, świdruje uszy i duszę, ale nie powoduje przy tym bólu. Z elektroniką jest problem. W D’n’B na przykład bardzo brakuje tłuszczu. Bas jest wyraźny, ale nie jest tak oleisty, jak wymaga tego konwencja gatunku. Tak samo gitara basowa Ufomammuta wprawia w lekkie drżenie podłogę, ale nie kolana. Stopa perkusji nie podchodzi do gardła, ale gdzieś tam jest.
Źródło zdjęć: wł.
Źródło tekstu: wł.