DAJ CYNK

Test Huawei P40 Lite E - to mógł być świetny smartfon za 700 zł

Arkadiusz Bała (ArecaS)

Testy sprzętu

Aparat

Stosowana przez Huawei aplikacja aparatu jest dopracowana i w większości całkiem intuicyjna. Nawigacja nie odbiega od branżowych standardów - mamy tu wirtualne pokrętło, dające dostęp do podstawowych trybów oraz przycisk „Więcej”, gdzie skrywają się te bardziej zaawansowane. Do tej pory nie rozumiem, czemu producent usilnie zalicza do tej drugiej grupy tryb profesjonalny i HDR albo dlaczego tryb portretowy oraz symulacja płytkiej głębi ostrości są tutaj dwiema odrębnymi pozycjami, ale przyjmijmy, że przy urządzeniu tej klasy typowy użytkownik raczej nie będzie się w to wgłębiać.

Huawei P40 Lite E

W trybie podstawowym interfejs aparatu zapewnia dostęp do funkcji najważniejszych z perspektywy „niedzielnego pstrykacza” - lampy błyskowej, inteligentnego rozpoznawania sceny, filtrów, ustawień i zmiany ogniskowej - oraz HiVision. Zamiast tej ostatniej funkcji widziałbym tu raczej przełącznik dla trybu HDR, tak jak robi to Xiaomi, ale co do pozostałych pozycji nie mam większych zastrzeżeń.

Huawei P40 Lite E

Tryb profesjonalny cieszy oko przejrzystym interfejsem i możliwością ustawienia wszystkich najważniejszych parametrów ekspozycji. To ostatnie to duży plus na tle np. tańszych smartfonów Samsunga, gdzie tryb ręczny jest bardzo okrojony. Oprócz tego mamy tu wygodną poziomicę. W zasadzie mógłbym ponarzekać, że przydałby się jeszcze histogram lub zapis plików RAW, ale w tym segmencie jest to nie na miejscu.

Huawei P40 Lite E został wyposażony w potrójny aparat, jednak jak to zwykle w budżetowcach bywa, interesują nas tak naprawdę jedynie dwa „oczka”. Jedno to główny moduł szerokokątny z matrycą 48 MP, a drugie to moduł ultraszerokokątny o rozdzielczości 8 MP. Trzecie o rozdzielczości 2 MP pełni wyłącznie rolę sensora głębi.

Większość zdjęć będziemy robili głównym modułem szerokokątnym. Składa się on z matrycy 48 MP w rozmiarze 1/2,0” oraz obiektywu o ogniskowej odpowiadającej 27 mm dla pełnej klatki oraz przysłonie f/2.0. Mamy tu też autofocus oparty o detekcję fazy, jednak zabrakło optycznej stabilizacji obrazu.

Same zdjęcia jak na omawiany segment są w porządku, jednak gdyby telefon kosztował choćby 200 zł drożej, już nie byłbym tak wyrozumiały. Ostrość i szczegółowość pozostaje na przyzwoitym poziomie, jednak to, co dzieje się z kolorami, pozostawia wiele do życzenia. Są one w większości mocno wypłowiałe i nieatrakcyjne. Rozczarowuje również dynamika, w związku z czym na przemian mamy do czynienia albo z detalami ginącymi w cieniach, albo brakiem kontrastu i szarością zamiast czerni. Smartfonowi poniżej 1000 zł takie potknięcia można wybaczyć, szczególnie że nie wyglądają gorzej niż te wykonane np. pozycjonowanym swego czasu znacznie wyżej Huawei P30 Lite, ale czuć tutaj pewien niedosyt. Był potencjał na więcej.

Huawei P40 Lite E

Po zmroku bez większych zaskoczeń - niezbyt ostro, dużo szumu, mało detali, dynamika tonalna - i tak już pozostawiająca wiele do życzenia - leci na łeb, na szyję. Sytuację trochę ratuje dedykowany tryb nocny, ale nie jest on receptą idealną. Nadaje się wyłącznie do fotografowania statycznych obiektów, a opisane problemy nadal występują, choć w trochę mniejszym natężeniu. No ale po raz kolejny trzeba pamiętać, że mówimy tu o smartfonie budżetowym - nic lepszego pod tym względem i tak w tym segmencie nie dostaniemy.

Moduł ultraszerokokątny to maleńka matryca 1/4,0” o rozdzielczości 8 MP, którą sparowano z obiektywem o przysłonie f/2.4. Jego największym grzechem jest niewielka ostrość i związane z tym kiepskie odwzorowanie detali. Nawet w pomniejszeniu wyraźnie widać, że na zdjęciach próżno szukać szczegółów, bo ich po prostu nie ma. Trzeba jednak oddać producentowi, że przynajmniej nie próbował zamaskować tego faktu stosując nieprzyzwoicie mocne wyostrzanie, tak jak niektórzy konkurenci. Zresztą to jedyna tak poważna wada tego modułu. Wady optyczne obiektywu są nieźle korygowane, żadnych aberracji się nie dopatrzyłem, a zrobione z jego pomocą zdjęcia z pewnością sprawdzą się jako pamiątka na social media. W każdym razie dopóki nie robimy ich w nocy. W słabym świetle tutejszy moduł ultraszeroki nie radzi sobie w ogóle.

Huawei P40 Lite E

Poza potrójnym aparatem na pleckach mamy jeszcze jeden, umieszczony z przodu. Ma on rozdzielczość 8 MP i przysłonę f/2.0. Muszę przyznać, robi naprawdę ładne zdjęcia. Nie są one nadmiernie ostre, co w przypadku aparatu do selfie jest zaletą, ponieważ maskuje niedoskonałości na twarzy modela. Mogą się natomiast pochwalić atrakcyjnymi kolorami i niezłym, choć bardzo subtelnym, naturalnym rozmyciem obiektów na dalszym planie. Niestety jest on zupełnie bezużyteczny po zmroku, ale na tej półce cenowej było to do przewidzenia.

Zdjęcia z aparatu

Główny moduł 48 Mpix

Ultraszeroki

Przedni aparat

Kamera

Nagrywanie wideo nie jest mocną stroną Huawei P40 Lite E. Przede wszystkim smartfon pozwala rejestrować obraz najwyżej w rozdzielczości Full HD i 30 kl./s.

Jakość rejestrowanego obrazu jest niezła, ale nie powala. Kolory wyglądają dobrze, choć już ostrość i odwzorowanie detali pozostawiają nieco do życzenia. Największą bolączką jest jednak brak jakiejkolwiek formy stabilizacji obrazu, przez co nagrywanie wideo z ręki w zasadzie odpada.

Szkoda, że mamy tu do czynienia z takim brakiem, bo po zmroku tutejsza kamera całkiem nieźle się broni. Obraz co prawda przez cały czas wygląda, jakby ktoś spudłował z ostrością, ale już kontrast i kolory prezentują się nieźle. To zdecydowanie więcej niż mógłbym powiedzieć o niektórych konkurentach, z którymi bohater testu będzie się musiał zmierzyć.

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło zdjęć: własne

Źródło tekstu: własne