DAJ CYNK

Asus ZenBook UX433F - recenzja ultrabooka niemal doskonałego. Dzieło sztuki z kilkoma skazami

Sebastian Górski

Testy sprzętu

Konfiguracja UX433 jaka dotarła do testów teoretycznie pozwala nieco zaszaleć, o ile będziemy pamiętać, do czego ten sprzęt tak naprawdę ma służyć. Przeglądanie sieci na kilkunastu kartach, otwieranie wielu aplikacji jednocześnie, dokumentów, edycja zdjęć, nawet montaż wideo materiałów w jakości Full HD - da się to na tym maleństwie ogarnąć. Oczywiście przyrost mocy względem poprzednika nie jest spektakularny, aczkolwiek to zawsze jakiś przyrost. 

Warto osobno poruszyć temat uruchamiania gier. O ile samo używanie tego typu komputera do grania używam za nieporozumienie, to znajdą się na pewno tacy, którzy będą tego próbować. Zachęcać do tego może dodatkowe GPU w postaci MX150 od Nvidii, które poradzi sobie z rozsądnie ustawionymi parametrami w większości współczesnych średnio wymagających gier. Nie szalejmy z rozdzielczością, ilością szczegółów, a będzie dobrze. Wygodne 25 do 30 kl. na sekundę macie jak w banku.

Przygotujcie się jednak na jeden efekt uboczny - wentylator UX433 zaczyna mocno sygnalizować swoją obecność, tym bardziej jeśli gracie bez słuchawek. W pewnym momencie szum staje się dokuczliwy. Obudowa zaczyna się nieprzyjemnie nagrzewać, co po pewnym czasie da się odczuć pod palcami (szczególnie w rejonie klawiszy WSAD), bo znajdują się one tuż nad układem CPU. Strumień rozgrzanego powietrza jest wydmuchiwany z tyłu, ale ze względu na zakrzywienie pokrywy wędruje do góry wzdłuż ekranu. Sprawdziłem to na własnej skórze. Da się tak grać, ale po co siebie (i komputer) tak męczyć? Reasumując: zjazd z rozdzielczością i szczegółami + zjazd do mniej wymagających tytułów (CS:GO, Fortnite).

 

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News