DAJ CYNK

Mój dzień z Galaxy S20 - sprawdzamy topowe telefony Samsunga

Arkadiusz Bała (ArecaS), Marian Szutiak (msnet), Anna Rymsza (Xyrcon)

Artykuł sponsorowany

Samsung Galaxy S20 Ultra

Kiedy smartfon przestaje być sprzętem „tylko do dzwonienia” nagle okazuje się, że mamy wobec niego znacznie bardziej wyśrubowane oczekiwania. Czy Samsungi Galaxy S20 są w stanie im sprostać? Nasza redakcja postanowiła to sprawdzić.

Nasz artykuł poświęcony Samsungom z serii Galaxy S20 podzieliśmy na trzy części. W każdej z nich redaktorzy serwisu spędzają dzień z flagowcami koreańskiego producenta. To trzy dni, trzy różne modele i trzy różne podejścia do korzystania ze smartfonu. Tekst będziemy aktualizować o kolejne samsungowe przygody.


Mój dzień z Samsung Galaxy S20 Ultra - Arek Bała

Pisanie dla Telepolis nie jest moją jedyną pracą. Ba, z przykrością stwierdzam, że nie jest to nawet moje główne źródło utrzymania. Niestety dwa etaty oznaczają, że doba nagle robi się dużo krótsza, szczególnie jeśli dodać 2-3 godziny dojazdów niemal każdego dnia. W takiej sytuacji smartfon przestaje być wyłącznie przyrządem do dzwonienia, a zaczyna być najlepszym sposobem na odzyskiwanie straconego czasu. Przede wszystkim tego spędzonego w autobusie czy w pociągu.

luty 2020
220 g, 8.8 mm grubości
12 GB RAM
128 GB, (opcje: 512 GB), microSD do 1000 GB
LTE do 2000Mbps
108 Mpix + 12 Mpix + 48 Mpix + 0.3 Mpix + 40 Mpix
6.9" - Dynamic AMOLED (1440 x 3200 px, 511 ppi)
Exynos 990, 2,73 GHz
Android v.10.0
5000 mAh, USB-C

Brzmi to pewnie strasznie poetycko. A o co chodzi? O tym za chwilę. Na razie na scenę wkracza Samsung Galaxy S20 Ultra, który w końcu trafił w moje ręce. Podejrzewam, że jest to smartfon, którego nikomu nie trzeba przedstawiać. Dla formalności przypomnę jednak, że mówimy tu o praktycznie topowym modelu w portfolio Koreańczyków, na pokładzie którego znajdziemy wszystko to, co najlepsze – wydajny procesor Exynos 990, wyświetlacz Dynamic AMOLED 2X o przekątnej 6,9” i odświeżaniu 120 Hz oraz poczwórny aparat z modułem 108 MP i telezoomem ze stukrotnym przybliżeniem. Do tego łączność 5G, akumulator o pojemności 5000 mAh i… no dobra, nie ma chyba sensu tego wszystkiego wymieniać. W każdym razie jest to opcja „na wypasie”, a ja miałem przyjemność korzystać z niej przez kilka dni w miejsce mojego prywatnego telefonu.

Mobilne biuro - także w autobusie

Czas wrócić do tego „odzyskiwania czasu”. Dzień zaczynam zwykle wcześnie, bo koło 5:30. Szybkie śniadanie, poranna toaleta i wskakuję w autobus, który zabierze mnie do pracy. Taka podróż w jedną stronę trwa zwykle koło godziny. Nie wydaje się to takie straszne, prawda? Ale trzeba jeszcze wrócić, a to druga godzina. W skali tygodnia to już 10 bezpowrotnie utraconych godzin. I tu z pomocą przychodzi smartfon, dzięki któremu czas bezpowrotnie zmarnowany może się stać czasem "odzyskanym". Zazwyczaj na pracę. Wystarczy, że mam zainstalowaną aplikację Microsoft Office oraz jestem zalogowany na swoim koncie i mogę kontynuować pisanie tekstu, który zacząłem dzień wcześniej na komputerze. I nawet nie uważam, żeby to było szczególnie uciążliwe – ot, trochę wprawy, dobrze skonfigurowana aplikacja klawiatury i nie tęsknię za laptopem.

Microsoft Word na Samsung Galaxy S20 Ultra

Co bywa uciążliwe, to konieczność sprawdzania informacji w innych źródłach i robienie szeroko pojętego researchu, a tego większość tekstów jednak wymaga. Na komputerze wyświetlanie dwóch okien jednocześnie to żaden kłopot. Na smartfonie taka opcja też występuje, ale jest o wiele bardziej problematyczna. Nie tylko tracimy sporą część przestrzeni roboczej, która przecież i tak jest mocno ograniczona, ale zdarza się, że druga aplikacja potrafi skutecznie ubić wydajność urządzenia. I to właśnie przede wszystkim na tym polu Samsung Galaxy S20 Ultra dał się poznać jako smartfon w zasadzie idealnie skrojony na moje potrzeby. Raczej nie będzie to dużym odkryciem, ale na wyświetlaczu o przekątnej 6,9” i wysokiej rozdzielczości wszystkiego mieści się po prostu więcej. Różnica jest wystarczająca, by funkcja pracy w trybie podzielonego ekranu przestała być jedynie sztuką dla sztuki, a zaczęła być realnym sposobem na poprawę produktywności.

Nie zapominajmy też o wydajności. Być może Exynos 990 i 12 GB RAM wydaje się przesadą do zastosowań bądź co bądź biurowych. Ba, przez większość czasu pewnie rzeczywiście tak jest. Czasem sytuacja wymaga jednak skakania między Wordem, czterema stronami internetowymi i kilkusetmegabajtowym plikiem PDF, a wtedy ta „przesada” jest jedyną rzeczą, dzięki której człowiek pozostaje przy zmysłach. Możliwość błyskawicznego nawigowania między różnymi aplikacjami, bez czekania aż treści się doczytają lub przeładują, bywa naprawdę nieoceniona. Bo umówmy się – jeśli cokolwiek ma sprawiać, że praca w autobusie będzie jeszcze bardziej uciążliwa, to ja wolę po prostu uciąć sobie drzemkę. Na szczęście Samsung Galaxy S20 Ultra pomaga mi pozostać po produktywnej stronie mocy.

Nie tylko maszyna do pisania

Jeśli ktoś doczytał do tego miejsca, to pewnie zaczął się zastanawiać, dlaczego próbuję sprowadzić flagowego Samsunga, jednego z najbardziej zaawansowanych smartfonów na rynku, wyłącznie do roli zwykłej maszyny do pisania. Cóż, głównie dlatego, że to dla mnie naprawdę ważne. Ale fakt, Samsung Galaxy S20 Ultra udowodnił swojej wartości jeszcze na kilku polach. Przede wszystkim okazał się rewelacyjnym narzędziem do obrabiania zdjęć w terenie, co również zdarza mi się w zasadzie każdego dnia. I to także jest to zasługą przede wszystkim wyświetlacza, który oferuje rewelacyjne odwzorowanie kolorów, szczególnie w trybie Naturalnym. Dzięki temu mogłem mieć pewność, że fotografie będą wyglądały tak, jak chcę, niezależnie od tego na jakim ekranie będę oglądał je w przyszłości.

Adobe Lightroom na Samsung Galaxy S20 Ultra

No i wisienka na torcie – bateria. Podejrzewam, że niektórzy czytelnicy zdążyli to już między wierszami wyczytać, ale w ciągu dnia korzystam z telefonu dużo. Nawet bardzo dużo. Urządzenia, które u większości użytkowników wytrzymują po dwa dni u mnie wymagają nieraz ładowania jeszcze przed wieczorem. Ale nie Samsung Galaxy S20 Ultra. 5000 mAh naprawdę pozwalało mi na dwa dni pracy z dala od gniazdka. Nie ukrywam, rzadko z tej możliwości korzystałem, bo i tak telefon podładowywałem każdego wieczoru, ale nie w tym rzecz. Istotne jest to, że choćby nie wiem co się działo, choćbym nie wiem ile czasu poświęcił w ciągu dnia na pracę, granie czy oglądanie filmików, to zawsze mogłem być pewny, że telefon wytrzyma do czasu, aż uda mi się wrócić do domu. I może to właśnie ta niezawodność – na którą składa się zresztą jeszcze kilka czynników oprócz samej baterii – jest kluczową cechą, której oczekuję od smartfonu do pracy.

Samsung Galaxy S20 Ultra

Znacznie więcej niż tylko smartfon

Kiedy Samsung Galaxy S20 Ultra został zapowiedziany, spotkałem się z ludźmi, którzy na widok jego ceny i specyfikacji komentowali tylko „a na co to komu potrzebne?” Po kilku dniach z urządzeniem śmiało mogę stwierdzić, że mi jest to potrzebne. Mi i wielu innym osobom, które wykorzystują smartfon do pracy i którym pod wieloma względami zastąpił on komputer. Dzięki dużemu wyświetlaczowi i potężnej specyfikacji mogę pracować sprawniej i wygodniej, a co ważniejsze, w sytuacjach, w których normalnie nie byłoby to możliwe. Dla mnie to nie tylko bajery – to dodatkowe dwie godziny każdego dnia, które mogę dzięki temu poświęcić bliskim, hobby lub chwili relaksu. Czasu kupić nie można, ale dobrze wykorzystany smartfon może pomóc go odzyskać.

Artykuł powstał we współpracy z firmą Samsung Polska

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło zdjęć: własne

Źródło tekstu: własne