DAJ CYNK

Test telefonu Sony Xperia U

Arkadiusz Dziermański

Testy sprzętu

Po zakończeniu działalności firmy Sony Ericsson rynek zaczęły zalewać nowe modele z rodziny Xperia, już pod marką Sony. Smartfony z różnych półek cenowych, o mniejszych lub większych możliwościach, wizualnie przepuszczone jakby przez kalkę. Zbliżona stylistyka obudowy spaja wszystkie modele serii. Jednym z tych modeli jest Xperia U. Telefon, który był u mnie skreślony całkowicie jeszcze zanim wziąłem go do ręki (jeden z niewielu). Pomimo bardzo przyzwoitej specyfikacji jedna rzecz dyskwalifikowała go w moich oczach. Tą rzeczą jest ilość wbudowanej pamięci. To właśnie przez te nieszczęsne 4 GB, sam z własnej woli, nie spojrzałbym nawet w stronę Xperii U. Czy zrobiłem błąd skreślając telefon po jednym parametrze jego specyfikacji? Zdecydowanie.

Po zakończeniu działalności firmy Sony Ericsson rynek zaczęły zalewać nowe modele z rodziny Xperia, już pod marką Sony. Smartfony z różnych półek cenowych, o mniejszych lub większych możliwościach, wizualnie przepuszczone jakby przez kalkę. Zbliżona stylistyka obudowy spaja wszystkie modele serii. Jednym z tych modeli jest Xperia U. Telefon, który był u mnie skreślony całkowicie jeszcze zanim wziąłem go do ręki (jeden z niewielu). Pomimo bardzo przyzwoitej specyfikacji jedna rzecz dyskwalifikowała go w moich oczach. Tą rzeczą jest ilość wbudowanej pamięci. To właśnie przez te nieszczęsne 4 GB, sam z własnej woli, nie spojrzałbym nawet w stronę Xperii U. Czy zrobiłem błąd skreślając telefon po jednym parametrze jego specyfikacji? Zdecydowanie. To był bardzo duży błąd. A poniższy test wytłumaczy Ci, drogi czytelniku, dlaczego.

Zestaw - jak na Boże Narodzenie

Tak... raz człowiek nie odebrał paczki osobiście i przysłali pizze zamiast telefonu. Dokładnie taka była moja pierwsza myśl po zobaczeniu pudełka Xperii U. I piszę to całkowicie poważnie, ponieważ kwadratowe, płaskie pudełko jest niedużo mniejsze od niektórych opakowań po małej pizzie. Po zobaczeniu tego, co kryje wnętrze opakowania szok tylko się pogłębił. Znalazłem tam, obok telefonu, kabel USB wraz z zasilaczem sieciowym i samochodowym, białe, ładne, dokanałowe słuchawki z kompletem wymiennych gumek i przyciskami kontroli odtwarzacza muzycznego, folię na ekran z małym kawałkiem plastiku do usunięcia powietrza po nalepieniu jej, ściereczkę do wycierania ekranu, adapter do powiększenia karty microSIM do standardowych rozmiarów i dodatkową dolną część obudowy w kolorze żółtym. Do tego sporych rozmiarów plik instrukcji w różnych językach. Gdyby tylko Xperia U posiadała gniazdo na karty pamięci, z pewnością trafiła by ona do zestawu i nie zdziwiłbym się, gdyby obok niej dołączono jakiś adapter wraz z czytnikiem kart. Zestaw jest wielki, bardzo bogaty i zawstydzający nie jeden topowy model z wysokiej półki. Start przygody z testowanym telefonem zaczął się naprawdę bardzo miło.



Wygląd - piękna... czekoladka?

Wyobraźmy sobie prostopadłościan o niedużej grubości. Następnie zaokrąglamy w mniejszym lub większym stopniu wszystkie rogi. Dodajemy do tego prostokątny ekran. Co dalej? Dodajemy pod ekranem jakieś przyciski... albo i nie dodajemy? Ustalimy to później. I ostatnia kwestia, jak dużo powierzchni wokół ekranu marnujemy na czarną przestrzeń. Potem jeszcze tylko ładujemy do środka masę miniaturowej elektroniki, dokładamy jakiś system operacyjny, który będzie tym zarządzał i wszystko. Co nam wyszło? Wyszedł nam smartfon. Jaki? Jeden z ładnych kilku dziesiątek jakie ukazały się na rynku w ostatnich latach, który zapewne dodatkowo narusza kilkanaście różnych patentów dotyczących wyglądu obudowy. Tak mniej więcej, poza kilkoma wyjątkami, wygląda z mojej perspektywy proces tworzenia nowych urządzeń. Od jakiegoś czasu telefony robią się coraz nudniejsze pod kątem wizualnym. Przed szereg spróbowało wybić się Sony. Zaostrzyli krawędzie, poszli jak najbliżej w stronę prostopadłościanu, dodali efektownie podświetlany przezroczysty pasek i tak powstała Xperia S. Za nią powstało kilkanaście innych przedstawicieli serii Xperia. To nic, że wszystkie na pierwszy rzut oka wyglądają tak samo. Ważne, że w końcu ktoś postanowił zrobić coś, co wygląda inaczej i dodatkowo nie jest niszowym produktem, a przede wszystkim, robi wrażenie!



Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News