Tylko w pierwszym tygodniu trwania matur aż cztery razy na sali egzaminacyjnej w Łódzkiem zadzwoniła komórka. Przyłapanym uczniom unieważniono egzamin - pisze Gazeta Wyborcza.
Jak twierdzi Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej jest to rekord, choć dopiero półmetek matur. Rok temu były tylko dwa takie przypadki.
Nic nie możemy w takich sytuacjach poradzić. Przepisy mówią jasno: nie można wnosić na salę egzaminacyjną żadnych urządzeń telekomunikacyjnych. Trzeba je zostawiać w domu albo dać do przechowania dyrektorowi lub nauczycielowi - informuje Janina Skibicka, dyrektorka OKE.
Szkolna komisja przed egzaminem za każdym razem przypomina uczniom, że telefon komórkowy na maturze grozi wyrzuceniem z sali. Dyrektorzy szkół często przy wejściu na salę zbierają także telefony do reklamówek. To i tak nie pomaga.
Jeśli jest błąd w oprogramowaniu telefonu, to różne cuda mogą się zdarzać. Wyłączony telefon też nie jest pewnikiem. Zdarzają się aparaty, które z powodu uszkodzenia same się włączają. W niektórych modelach nawet w wyłączonym telefonie słychać dźwięk budzika. I wtedy jest problem. Dlatego najlepiej nie brać ze sobą komórki - mówi pracownik jednego z serwisów komórkowych.
Źródło tekstu: Gazeta Wyborcza