DAJ CYNK

Huawei FreeClip: Słuchawki z kulką pokonały te z dziurką - test

Lech Okoń

Testy sprzętu


Słuchawki TWS to aktualnie obowiązkowa elektronika. Jeśli nie chcesz prostacko korzystać z głośnika w miejscach publicznych, jeśli chcesz wygodnie rozmawiać i odsłuchiwać tzw. „głosówki”, jeśli wreszcie masz dosyć rozplątywania kabli — słuchawki TWS muszą być i już.

I mamy ich naprawdę przepotężny wybór form, kolorów i cen. Przyjmują najczęściej postać wypracowaną przez Apple’a i jego AirPods — patyczek plus kopułka (z gumką lub bez), a druga z najpopularniejszych form to korki stosowane przez Sony czy Samsunga. Zarówno Apple w serii Pro, jak i Sony (w swoich topowych słuchawkach o zdecydowanie za długiej nazwie, by ją przytoczyć) z uporem maniaka stawiają na odcinanie użytkownika od otoczenia. Gumowa izolacja, potężne przetworniki, a do tego systemy analizy i usuwania szumu otoczenia... to właściwie małe komputery w naszych uszach, w dodatku uzbrojone w różnego rodzaju czujniki. I zobaczył recenzent te sprzęty, i uznał je za dobre. Bo w samolocie czy pociągu nie buczy, durnych pasażerów nie trzeba słuchać, a tych mniej durnych można nawet „podsłuchać”, używając cyfrowego wzmacniacza dźwięków otoczenia. Tak, aktywne usuwanie szumu otoczenia (ANC) może być użyte i w drugą stronę, o ile producent zadbał o taką funkcję.


Huawei w pakowaniu swoich produktów stawia na biel i elegancki minimalizm.

I było nam z tymi słuchawkami dobrze, nie licząc faktu, że mają szereg cech, które przez niektóre osoby mogą być postrzegane jako wady. Gumowe nakładki powodują zwiększone pocenie się ucha i podwyższają wydzielanie woskowiny. Z nielicznymi wyjątkami, nie zjesz w takich słuchawkach bezpiecznie płatków, bo słuchawka wpadnie Ci do miski, a wrażenie przytkania ucha, czasem wręcz odczucie jakbyśmy byli pod wodą nie musi każdemu sprawiać przyjemność. No i jest jeszcze jeden aspekt — bezpieczeństwa. Choć możliwe jest włączenie trybów uważności, reagowanie na niebezpieczeństwa podczas biegania czy jazdy na rowerze może być stłumione. Nie wspominając nawet o tym, że tryb usuwania szumu wiatru właściwie nie istnieje (z nielicznymi wyjątkami tj. Sennheiser Momentum True Wireless 3) i przy szybkiej jeździe rowerem czy hulajnogą TWS-y z reguły nie nadają się do niczego. A do tego ten stres, gdy np. czekasz na kuriera i musisz zrobić kilka ważnych połączeń — w typowych słuchawkach TWS możesz nie usłyszeć dzwonka do drzwi.

No i wreszcie typowe TWS-y są jak bariera „idź stąd”. Sam łapie się na tym, że wkładam słuchawki w uszy nie tylko po to, by rozmawiać z ludźmi, ale też wręcz przeciwnie, by dali mi spokój. Nie wiem, o co chodzi, ale co wizyta w Warszawie to przynajmniej dwie osoby pytają mnie o drogę i inne takie. Gdzie są ci prawdziwi Warszawiacy, gdy ich trzeba? Człowiek rzekomo zasłuchany w muzyce prędzej będzie miał spokój na ulicy. Niektórzy jednak i z tym przesadzają — potrafią siedzieć w słuchawkach wśród znajomych i czy chcą, czy nie, zarówno mechanicznie, jak i psychologicznie izolują się od nich.

Sony Linkbuds - słuchawki z dziurką
Sony Linkbuds z 2022 roku miały podobne założenia, ale daleko im było do wygody Huaweia

Dlatego, właśnie gdy w 2022 roku dotarły do mnie słuchawki Sony Linkbudste z tytułową dziurką — pomimo pewnych wad zdominowały moje uszy w codziennym użytkowaniu. Ich ideą było dostarczanie dźwięku bez izolowania nas od otoczenia. Uzyskanie wrażenia, że muzyka gra sobie gdzieś w pomieszczeniu, a nie w naszych uszach. I robiły to całkiem dobrze, pełniąc przez setki godzin rolę moich ulubionych słuchawek zarówno na rower, jak i na spotkanie online z zarządem.

Huawei zamienił dziurkę na kulkę i dodał stylu 

Huawei zaprezentował słuchawki FreeClip z wielką pompą, wybierając na grudniową premierę wciąż gorący Dubaj. Teraz gdy mam już za sobą blisko dwa miesiące korzystania z nietypowego sprzętu o designie nazwanym „C-brigde”, śmiało mogę powiedzieć, że tej pompie się nie dziwię. Te słuchawki to dla mnie prawdziwy hit i trudno było mi się z nimi rozstać, gdy redakcyjna koleżanka potrzebowała ich do kręcenia materiału wideo.

Huawei FreeClip - etui ładujące

By nie przynudzać o specyfikacji, szybko ją Wam wypunktuję:
- masa pojedynczej słuchawki to tylko 5,6 grama, a etui ładującego 45,5 grama,
- pojemności akumulatorów to 55 mAh per słuchawka i 510 mAh etui, co przekłada się na 8 godzin odtwarzania muzyki na jednym ładowaniu (głośność 50%) i 36 godzin z uwzględnieniem etui,
- od zera do pełna słuchawki ładują się w 40 minut, 10 minut wystarczy na 3 godziny odtwarzania muzyki; etui ładuje się przez USB-C, jak i bezprzewodowo,
- słuchawki są uniwersalne, prawa pasuje do lewego ucha i odwrotnie, same wykrywają, które to ucho i ustawiają stereo,
- sprzęt jest odporny na zachlapanie w myśl normy IP54,
- czujniki: głosu, bezwładnościowy, halla i pojemnościowy,
- obsługa: dotykowa — podwójne dotknięcie jako pauza/play, odbierz/zakończ połączenie, potrójne dotknięcie powoduje przejście do kolejnego utworu — gesty są konfigurowalne,
- usuwanie szumu otoczenia: oparte na AI, z usuwaniem szumu wiatru
- kodeki: SBC i AAC, na telefonach Huaweia dodatkowo L2HC.

Jak to się nosi? Jak powietrze!

Huawei połączył dwie części słuchawek elastycznym półokręgiem (wspomniane wyżej złącze C-bridge). Wewnątrz tej niepozornej rurki, oprócz przewodów odpowiedzialnych za komunikację znalazł się stabilizator ze stopu niklowo-tytanowego. W efekcie obręcz może pracować — rozciągać się to znów zwężać, bez utraty elastyczności, powracając do pierwotnego kształtu. Słuchawki wkładamy kulką do środka ucha, a akumulator i dodatkowy mikrofon pod analizę szumu otoczenia trafiają za nasze ucho.

Huawei FreeClip nosi się bardzo lekko

Zacisk nie jest przy tym w żadnym wypadku bolesny, już po kilku minutach kompletnie nie czujemy, że coś mamy w uchu, a jednocześnie słuchawki trzymają się zaskakująco dobrze. Jedyny ryzykowny moment to np. zdejmowanie koszulki lub niefortunne zaczepienie kapturem od bluzy — norma i przy słuchawkach typu AirPods. Paradoksalnie jednak, zamiast tak przesiać gdzieś FreeClipy, zostawiłem etui ładujące w pociągu, o czym przekonałem się po wejściu do mieszkania w słuchawkach na uszach. W Huawei FreeClip możesz skakać, biegać czy po prostu chodzić zapominając o ich istnieniu — nie spadną same z siebie. Na sklerozę jednak nie pomogą.

Huawei FreeClip - mają mocny chwyt

Co jest niesamowicie wręcz istotne, zastosowana przez Huaweia technologia pozostawia otwartymi nasze kanały słuchowe. Nie ma żadnego pocenia, wrażenia przytkania czy zwiększonego wydzielania się woskowiny. To chyba najbardziej sterylne słuchawki douszne, z jakimi miałem do czynienia. Żadne nie wymagały ode mnie jeszcze tak małego nakładu pracy, by je wyczyścić. A nawet jeśli zdarzało mi się zasnąć w słuchawce czy słuchawkach, nie budziłem się z uczuciem dyskomfortu czy podrażnionym mechanicznie uchem. Nie można tego powiedzieć o produktach konkurencji, nawet topowych — to po prostu inna konstrukcja. No i wreszcie — mogę słuchać podkastu czy audiobooka jedząc. Nie ma opcji by słuchawki spadły poruszone ruchem żuchwy lub zmianą kształtu czy ciśnienia przewodu słuchowego — to ich kompletnie nie dotyczy. Jeśli więc jesteś osobą, która stara się jak najlepiej spędzić każdą wolną chwilę i robisz ogrom rzeczy w biegu — Huawei FreeClip mogą być doskonałe właśnie dla Ciebie.

Ale jak to wygląda...

Choć z reguły jestem przeciwny wszystkiemu, co się błyszczy w elektronice użytkowej, w przypadku Huawei FreeClip nie wiem zupełnie, dlaczego słuchawki nie wyszły dodatkowo w wersji złotej i srebrnej. Po nałożeniu na ucho przypominają one w końcu duży kolczyk i pewnie srebro czy złoto dopełniłyby tutaj niejednej stylizacji. Zamiast tego mamy grafitową czerń, której mimo wszystko absolutnie nie brakuje zadziorności i subtelny fiolet, który choć ładny, niekoniecznie zgra się z każdym ubiorem. Na modzie znam się jednak niewiele i może jestem w błędzie — kobiecą perspektywę niebawem przedstawi na łamach Telepolis Anna Rymsza.

Huawei FreeClip - fioletowe
Od siebie dodam jednak, że słuchawki nie okazały się aż tak krzykliwe, jak początkowo je odbierałem. Nie wywoływały jakichś zdziwionych spojrzeń, czy to w Warszawie, czy w Lublinie. Raz miałem tylko nietypową sytuację, gdy konduktor, widząc moje ucho z boku, wziął słuchawki za aparat słuchowy i dopytywał się, czy zrozumiałem komunikat, który miał do przekazania (o awarii drzwi). Tak poza tym śmiało mogę powiedzieć, że Polacy widzieli już chyba wszystko i odbiór był raczej jako coś ładnego w uchu niż szokującego. Sporo znajomych natomiast pytało mnie, czy używałem już tych słuchawek, bo dotarła do nich kampania reklamowa Huaweia. Oglądali, mierzyli i byli zaskoczeni zarówno faktem, jak dobrze one leżą w uchu, jak i jakością dźwięku...

Ej, to nie ma prawa tak dobrze grać

Podobnie jak nie miałem wygórowanych oczekiwań względem Sony Linkbuds, tak i tutaj nie spodziewałem się łez w oczach, gdy chodzi o jakość dźwięku, a obecność jakiegokolwiek basu byłaby dla mnie totalnym zaskoczeniem. Tego się nie da zrobić bez klasycznej konstrukcji — myślałem.

Zaczynając od końca — bas jest i jest go wręcz momentami za dużo. Perfekcyjnej transmisji jednak basu nie oczekujmy, wyklucza ją konstrukcja, ale i tak byłem w szoku, że producent bas „dowiózł”. Tony wysokie są w porządku, średnica tradycyjnie dla konsumenckich słuchawek ma już zauważalne podbicie. Chyba najprzyjemniejsze brzmienie uzyskamy w cichym otoczeniu, gdy słuchawki pracują na 40-60% głośności. Przy większej głośności prawie 11-milimetrowe przetworniki zaczynają walczyć z ograniczeniami otwartej konstrukcji — nasilają się przestery, a bas może być dla purystów zdecydowanie za bardzo „pierdzący”. Co warto dodać, przy głośności od 60-70% i więcej, osoby w naszym otoczeniu mogą zacząć słyszeć, czego słuchamy, czy naszego rozmówcę.

Huawei FreeClip, widok z dołu

Sumarycznie jednak... serio jest lepiej, niż zakładałem. To nie są może słuchawki do delektowania się trudną muzyką i doszukiwania się dźwięków w utworach, których wcześniej nie zauważaliśmy, ale to takiego bardziej towarzyszącego słuchania muzyki jak najbardziej dają radę. Co chyba jednak najważniejsze, Huawei FreeClip grają inaczej niż typowe słuchawki. To bardziej percepcja jakbyśmy byli w pomieszczeniu, w którym stoją głośniki uprzyjemniające nam czas muzyką, ale to dla mnie na co dzień zdecydowanie bardziej zaleta niż wada.

Jakość rozmów, czyli ty słyszysz świetnie, a inni?

Przede wszystkim ekstremalnie ucieszyła mnie jakość dźwięku, który słychać podczas rozmowy. Niezależnie od głośności otoczenia, moi rozmówcy zawsze byli dla mnie doskonale zrozumiali. Dostałem więc to, czego oczekiwałem? No nie do końca.

Huawei FreeClip w fiolecie

To, jak słyszą nas nasi rozmówcy to oddzielna historia. Po pierwsze, szczególnie w cichym otoczeniu, głośność ustawiona na więcej niż 60% to gwarantowane odbicie dźwięku. Nasi rozmówcy zaczynają słyszeć echo swoich wypowiedzi i jest to dla nich uciążliwe. To coś jakby rozmowa z drugą osobą, która prowadzi konwersację w trybie głośnomówiącym. Do tego dokłada się oparty na AI system usuwania szumu otoczenia z naszego głosu. O ile w większości sytuacji jest on pomocny, o tyle Huawei dosyć drastycznie wycina pasma częstotliwości i im większa głośność otoczenia, tym bardziej nasz głos będzie przetworzony. Przy dłuższych rozmowach czasem nie było uwag, innym razem pojawiały się zarzuty, że mówię trochę jak spod wody. Być może przesadzam nieco epitetami, bo gorszych słuchawek do rozmów nie brakuje, w tym nawet droższych, ale do zachwytów jest daleko.

Aplikacja — a czym tu sterować?

O ile w przypadku produktów audiofilskich dodatkowa aplikacja jest furtką do precyzyjnej optymalizacji dźwięku, o tyle w przypadku Huawei FreeClip w większości sytuacji będzie ona absolutnie zbędna. Jedno co warto zrobić to zaktualizować oprogramowanie słuchawek do najnowszego, a także, jeśli komuś nie pasują domyślne ustawienia gestów, to właśnie tutaj znajdziemy ich konfigurację. Efekty działania equalizera i profili audio w przypadku tego modelu nie zmienią Wam życia i można śmiało zostać na ustawieniach fabrycznych. Natomiast co trzeba oddać, Huawei jest bardzo doświadczonym producentem słuchawek i aplikacja jest z tych ergonomicznych i ładnie wyglądających.


Kilka słów o baterii

Z funkcji premium mamy tutaj ładowanie indukcyjne — słuchawki możemy z łatwością naładować poprzez położenie ich na podkładce ładującej Qi, ale i też standardowym przewodem USB-C. Deklarowane czasy pracy, czyli do 8 godzin słuchania muzyki przy głośności 50% są jak najbardziej osiągalne. W trybie mieszanym, z muzyką, podcastami i rozmowami oraz większą głośnością niż te 50% osiągam wyniki ponad 6,5 godziny. To dla mnie w pełni komfortowy czas pracy, szczególnie że po 10 minutach ładowania słuchawka może realnie działać kolejne ponad 2,5 godziny (do 3 godzin przy głośności 50%). Jeśli długi czas pracy jest dla Ciebie kluczowy — dobrze trafiłeś.

Podsumowanie

Przez ostatnie dwa miesiące korzystałem głównie ze słuchawek Huawei FreeClip — wygryzły nawet Huawei FreeBuds Pro 3, a te wcześniej zdążyły zdeklasować u mnie AirPods Pro 2 gen. W wyjazdach bliskich i dalekich zaczęły mi tym sposobem towarzyszyć FreeClipy, a jeśli była taka potrzeba, dodatkowo Huawei FreeBuds Pro 3. Te drugie szły w ruch, gdy zamiast obecności w otoczeniu i pełnej uważności potrzebowałem stuprocentowego odcięcia od świata za sprawą genialnego ANC, a do tego jakość dźwięku była dla mnie kluczowa.

Huawei FreeClip są lekkie i wygodne

Na co dzień z topową jakością audio wygrywała jednak pragmatyczna wygoda. Huawei FreeClip to najmniej męczące słuchawki, jakie można sobie wymarzyć do noszenia ich przez calutki dzień. Bardzo łatwo jest o nich zupełnie zapomnieć i nagle niespodziewanie odebrać połączenie bez szukania telefonu. O czym chyba nie wspomniałem wcześniej, słuchawki parują się aktywnie z dwoma urządzeniami w tym samym czasie. Niezależnie więc od tego, czy to połączenie telefoniczne, czy „call” z zarządem na komputerze, zawsze jestem gotowy do działania. Nie przeszkadza w tym też czas pracy — zwykle chodzę z jedną słuchawką i dzięki FreeClip, nie muszę tej słuchawki wymieniać tak często, jak w przypadku innych zestawów. Mało tego, nie muszę zmieniać ucha — każda ze słuchawek pasuje zarówno na lewe, jak i na prawe ucho. No i wreszcie, nie ma tutaj ryzyka, że słuchawka wypadnie nam z ucha podczas jedzenia czy też do drzwi nie dobije się nam kurier z przesyłką. Brak zupełnego odcięcia od otoczenia i gumowej „uszczelki” w uchu to przy prawdziwie intensywnym korzystaniu ze słuchawek niebagatelny atut.

Huawei FreeClip w dłoni

Choć unikalna konstrukcja ma swoje oczywiste mankamenty, nie stawiałbym po stronie wad mniejszej jakości dźwięku niż w przypadku konstrukcji zamkniętych czy braku ANC. Natomiast mogę kręcić nosem na to, jak słyszą mnie moi rozmówcy. Tutaj jednak możliwe, że Huawei nie powiedział jeszcze swojego ostatniego słowa, bo to bardziej kwestia optymalizacji algorytmów AI przetwarzających dźwięk niż wada mikrofonu. Dla niektórych osób kontrowersyjna może być też cena, ta spadła właśnie z premierowych 899 zł do 799 zł, wciąż jednak rozmawiamy o wyższym segmencie konsumenckim. Za dwuletnie Sony LinkBuds (te z tytułową dziurką) trzeba zapłacić 500 zł — działają one jednak na baterii krócej, brzmią gorzej i daleko im do wygody FreeClipów. I tak to właśnie kulka wygrała z dziurką — bez mrugnięcia okiem dopłaciłbym do Huaweia.

Ocena końcowa - 8/10

Wady:
- zbyt agresywne przetwarzanie dźwięku z mikrofonu,
- jakość dźwięku bardziej z tych akceptowalnych niż spektakularnych,
- brak regulacji głośności bezpośrednio na słuchawkach,
- odbicia głosu rozmówcy podczas rozmowy przy dużej głośności słuchawek.

Zalety:
- unikalny, atrakcyjny design,
- otwarta konstrukcja zapewniająca higienę i brak odcięcia od otoczenia,
- wysoka głośność maksymalna i jednak lepszy dźwięk niż można by było się spodziewać,
- to najwygodniejsze słuchawki TWS, z jakich korzystałem, można je nosić całymi dniami,
- nie wypadają z uszu podczas jedzenia, biegania i gwałtownych ruchów (kto raz utopił słuchawkę w toalecie, ten się nie śmieje),
- bardzo dobry czas pracy i szybkie ładowanie,
- niezła redukcja szumu otoczenia, choć przy dużym hałasie głos jest już mocno zniekształcony,
- uniwersalna konstrukcja — każda słuchawka jest zarówno lewą, jak i prawą,
- ładowanie indukcyjne i przez USB-C.

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło zdjęć: Lech Okoń - Telepolis.pl